WATCH, THE – 2010 – Planet Eartch?

1. Welcome to your Life (6:11)
2. Something Wrong (7:41)
3. Earth (5:52)
4. All the Lights in Town (8:15)
5. The World Inside (5:58)
6. New Normal (3:41)
7. Tourist Trap (7:23)

Rok wydania: 2010
Wydawca: Lizard
www.myspace.com/thewatchmusic


To kolejna, czwarta już studyjna płyta włoskich kontynuatorów „wczesnogenesisowej” muzycznej filozofii. Jak nie rozkoszować się muzyką The Watch, skoro głos Simone Rosssettiego brzmi tak bardzo „gabrielowsko”, że bardziej do oryginału chyba zbliżyć się już nie da? Co tymczasem poczynia oryginalny „gabrielowski” głos? Od czasu do czasu wydaje to i „OVO”, lecz najczęściej „leci sobie w kulki” na dodatek niebieskie („Big Blue Ball”), bądź pastwi się nad fanami wydając ścieżki dźwiękowe do bajek o robotach („Down to Earth”), albo bawiąc się w odtwarzanie coverów („Scratch My Back”). O ironio losu! Gabriel bawi się grywając covery na płytach, tymczasem jego miłośnicy, do których z pewnością należy zespół The Watch, ku uciesze fanów bawią się grywaniem gabielowo-genesisowych coverów na koncertach.

Właśnie takim gabrielowo-genesisowym klimatem przepełniona jest ich najnowsza autorska płyta, za wiele w tej kwestii wiec się nie zmieniło. Zabawmy się więc w analogie pomiędzy The Watch a Genesis. „Planet Eartch?” jest czwartą studyjną płytą Włochów, natomiast czwartym albumem grupy Genesis był „Foxtrot” – album, któremu The Watch poświecili najwięcej uwagi podczas swoich ostatnich koncertów w naszym kraju. Tak się składa, że płyta „Foxtrot’ należy do jednych z moich ulubionych krążków Genesis, tak jak obecnie moją ulubiona płytą The Watch jest właśnie „Plnaet Eartch?”. Co różni najnowsze dzieło zespołu od poprzednich? Szczerze powiedziawszy niewiele: ta sama aura, te same emocje… ale przecież to samo możemy powiedzieć o genesisowym pierwowzorze! Na swych płytach (oczywiście tych z lat siedemdziesiątych) niby poruszali się w podobnych obszarach muzycznych a tymczasem każda ich płyta była niepowtarzalna…
Wracając do najnowszej płyty The Watch: wydaje mi się, że jest najrówniejsza a zarazem (jeżeli można tak to ująć) najsubtelniejsza. Nie będę się rozwodzić nad poszczególnymi utworami ponieważ wszystkie posiadają niezwykły muzyczny urok, gdybym miał jednak któryś wyróżnić, z pewnością byłby to otwierający krążek: „Welcome To Your Life” i następujący po nim, bardzo liryczny „Something Wrong”. Nie sposób oczywiście nie wyróżnić utworu: „New Normal”, który partiami fletu ozdobił John Hackett (brat wiadomo kogo). Chociaż genesisowe wpływy są niepodważalne, nie byłbym sobą gdybym nie doszukał się i innych muzycznych inspiracji. Przykładowo kompozycja „Earth” i wcale nie o tytuł tutaj chodzi, kojarzy mi się nieco z Manfred Mann’s Earth Band. Natomiast kompozycja „All The Lights in Towns”, ze względu na klawiszowe aranżacje przywodzi mi na myśl grupę Rare Bird („Iceberg”). Można by tutaj wymienić również zamierzchłą i niestety mniej znaną grupę Fruupp. Napomknę jeszcze o wpływach stricte włoskiej artrockowej szkoly – „Men Of Lake” .

Słów kilka o znakomitej okładce autorstwa Spencera Bowdena . Kojarzyć się może z pewnością z okładkami innego muzycznego giganta – grupą Yes (tymi autorstwa Rogera Deana). Na okładce yesowej „Fragile” ziemia jest okrągła, natomiast na „Planet Eartch” ze znakiem zapytania, ziemska przyroda usytuowana jest na platformie (jak w świecie dysku Terry’ego Pratchetta). Ciekawym pomysłem jest to, że owa platforma jest w kształcie gitary, a ze skalistych czeluści wyłania się kształt melotronu.

Pomarzyć dobra rzecz: gdyby doszło dzisiaj do reaktywacji Genesis w swoim pierwotnym składzie, ich muzyka z pewnością nie brzmiałaby w taki sposób jak brzmi grupa The Watch. Zespół nagrywa właśnie takie a nie inne dźwięki z jednej prostej przyczyny – po prostu to uwielbia, a oryginalny Genesis gdyby faktycznie miało by do tego dojść zrobiłby to raczej z marketingowych pobudek.

8,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz