HAYNES, WARREN – 2011 – Man in Motion

Warren Haynes - 2011 - Man in Motion

01.Man In Motion
02. River’s Gonna Rise
03. Everyday Is A Holiday
04. Sick Of My Shadow
05. Your Wildest Dreams
06. On A Real Lonely Night
07. Hattiesburg Hustle
08. A Friend To You
09. Take A Bullet
10. Save Me

Rok wydania: 2011
Wydawca: Stax


Na okładce widać eleganckiego gościa , który z wyraźnym nabożeństwem trzyma w dłoniach gitarę. W identycznej pozie prezentuje się na każdym zdjęciu we wkładce płyty. Tym gościem jest Warren Haynes i jakby chciał słuchaczowi powiedzieć, że to nie on ale gitara jest głównym bohaterem tego albumu. Na pewno gitara jest długoletnią towarzyszką jego życia, przecież wspierali się wspólnie przy tworzeniu i odtwarzaniu doskonałych instrumentalnych partii na płytach The Allman Brothers Band czy Gov’t Mule. Natomiast nie można zdecydowanie powiedzieć, że na „Man In Motion” jedynie gra na gitarze jest warta pochwały. Absolutnie każdy muzyczny (i nie tylko) element tej płyty jest doskonały. Zaczynając od wspaniałych kompozycji pełnych melodii, utrzymanych w bluesowo rockowej konwencji, nieziemsko zaaranżowanych z trzymającymi w napięciu do samego końca instrumentalnymi improwizacjami. I właśnie jeśli wspominamy o instrumentach, to na równi z gitarą Heynsa trzeba wyróżnić grę sekcji rytmicznej: pulsujący bas Georga Pottera, Jr. i wtórującą mu (lub na odwrót) perkusję Raymonda Webera, świetnie brzmiące” klawisze” Ivana Neville’a czy wreszcie niesamowicie emocjonalną grę Rona Holloway’a na saksofonie. W zasadzie w tym miejscu można by skończyć tę recenzję. Bo cóż można jeszcze dodać? Może to, że na płycie najpiękniejszy jest utwór „Your Wildest Blues”. Jak tytuł wskazuje jest to blues, zagrany w sposób, który zatrzymuje myśli słuchacza na pozycji numer pięć i konieczne jest potem odtworzenie płyty ponownie od szóstki by dowiedzieć się co dzieje się dalej. Po mistrzowsku dozowane jest tu napięcie od delikatnego, bardzo przejmującego śpiewu Warrena, do „wykrzyczanego” w duecie z saksofonem finału. Może trzeba dodać także i to, że „River’s Gonna Rise” jest najlepszy, z perkusyjnym rytmem, który na długo uzależnia, i od razu zauważalnymi klawiszami w tle, a przede wszystkim mistrzowską grą na gitarze Heynsa, który tym razem w finale toczy „pojedynek” z wokalizą Ruthie Foster. Warto by dodać jeszcze i to, że naj…. , i tak dalej jeszcze osiem razy, ale obawiam się, że zacznę powtarzać dobór przymiotników zaczynających się od „naj”. Dlatego drogi słuchaczu stwórz sam swoją listę ulubionych utworów z tej płyty.

Nie jest to płyta nowatorska ani nawet nowoczesna, ale za to zagrana niezwykle emocjonalnie. Elegancka jak ten gość z gitarą na okładce. I nie sposób nie dać się jej sobą zauroczyć.

10/10

Witold Żogała

Dodaj komentarz