1. Intro
2. W Kotle
3. Synowie Syzyfa
4. Koloidy
5. Rdza
6. Brudne Pisanie
7. Chodzić po Wodzie
Rok wydania: 2018
Wydawca: Emet Records
Pogratulować ekipie Wojtka Ciuraja determinacji, konsekwencji i
regularności, w wydawaniu płyt. Rozwój tej pochodzącej z Wodzisławia
Śląskiego grupy, porównać można, do wysokogórskiej wspinaczki. Każda ich
nowa produkcja, jest jak kolejna zdobyta baza. Skrupulatnie, z uporem
wchodzą na coraz wyższy poziom. Słuchanie kolejnej porcji nowej muzyki,
to jak napawanie się coraz piękniejszymi widokami. Do szczytu, czy też
wysokości zespołu, którego mieli przyjemność supportować (Riverside),
może jeszcze droga daleka, ale w tym tempie, najwyższe szczyty stoją
przed nimi otworem.
Wiele dobrego dla „ekspedycji”, wniósł nowy nabytek tej „alpinistycznej
wyprawy” – gitarzysta Paweł Krawiec Z tego co wiem, jego gitarowy
kunszt, nie ukształtowało zamiłowanie do muzyki progresywnej. Jego gra
jest bardziej wszechstronna, słychać tutaj zamiłowanie do bluesa, czy
hard rockowej klasyki, co bardzo ubogaciło styl zespołu. Paweł Krawiec,
kroi nam tutaj wyśmienite solówki, które są prawdziwą ozdobą nowego
materiału. WALFAD – jak wiemy to skrót zdania: „We Are Looking For a
Drummer”. Trochę się ta nazwa zdezaktualizowała, bo dobrego perkusistę ,
w postaci Jakuba Dąbrowskiego, już znaleźli. Z Radosławem Żelaznym –
basistą zespołu, stanowią iście żelazną sekcję rytmiczną. Nową twarzą w
zespole jest również klawiszowiec Dariusz Tatoj. Vintageowe brzmienie
jego klawiszy, z powodzeniem zastępuje klawiszowy kunszt, jaki często
gościnie świadczył dla zespołu Krzysztof Walczyk. Wszystko to jednak by
się nie wydarzyło, gdyby nie artystyczny pęd i wena twórcza Wojtka
Ciuraja. Jego wokalną manierę i charakterystyczny styl, z tekstami nie
pozbawionymi pewnej dozy patosu, trzeba polubić. W rodzimym progresywnym
światku, ten przecież wciąż bardzo młody muzyk, urasta do miana artysty
tak nietuzinkowego i charakterystycznego, jak chociażby znany i ceniony
weteran progresywnej sceny, lider bielskiej formacji Lizard – Damian
Bydliński.
Przyjrzyjmy się więc, aby określić w kilku słowach, co na „Colloids”,
dzieje się w kwestii muzycznej. Tajemnicze, nastrojowe, dwuminutowe
„Intro” wprowadza nas do „Kotła” pierwszej kompozycji. To bardzo mocny
początek: ostre brzmienie gitary i mocne perkusyjne akcenty, w dalszej
fazie dochodzą hammondowo brzmiące klawisze. „Synowie Syzyfa” mimo
rockowej werwy, dzięki wykorzystaniu mandoliny, ma pewne folkowe zarysy.
Tytułowa, najdłuższa, 10-cio minutowa kompozycja „Koloidy”, to
kontrastując, na początku bardziej spokojny fragment, mamy tutaj ciekawe
momenty gitarowe, zarówno elektryczne, jak i akustyczne, ubarwienia w
postaci efektów dźwiękowych imitujących jakieś radiowe rozmów, a
wszystko wieńczy iskrząca, hendrixowsko brzmiąca solówka. „Rdza”,
przynajmniej w kwestii wokalnej, jest chyba najbardziej melodyjnym
fragmentem, w kwestii gitarowych wariacji tutaj również bardzo dużo się
dzieje. Przyjemnym akcentem są świetne, klawiszowe pasaże w końcówce.
„Brudne Pisanie”, ma na początku jakby muzyczny kształt bolera, potem
wkrada się tam odrobina liryzmu. Ostatni na płycie „Chodzić powodzie”,
może nie ma aż tylu zwrotów akcji, ale ma bardzo duży koncertowy
potencjał, wieszczę, że może stać się tym utworem, którego publiczność, w
przyszłości będzie domagać się na koncertach zespołu.
„Koloidy”, to pojęcie chemiczne i faktycznie wreszcie słychać tą chemię,
pomiędzy członkami obecnego składu grupy Walfad. „We Are Looking For a
Drummer”? Już nie! Teraz, to raczej „We Are Looking For a Dreamer”.
Będzie dobrze, marzenia się spełniają!
8,5/10
Marek Toma