1. Vendetta
2. Clashing Iron
3. Triumph of the Guillotine
4. Electric Ecstasy
5. Adrian’s Cradle
6. (This Night Belongs) to the Dead
7. Paraphiliac
8. Cry for Death
Rok wydania: 2017
Wydawca: High Roller Records
http://www.vulturekills.com/
Thrash metal nie należy do moich ulubionych gatunków, choć zdarza mi się
kupić jakąś płytę z taką muzyką. Mój ostatni nabytek to „The
Guillotine” niemieckiej ekipy Vulture. Zespół jest stosunkowo młody, bo
powstał w 2015 roku, a tworzy go grupa zatwardziałych metalowych
maniaków. Przyznam, że po włożeniu płyty do odtwarzacza aż oniemiałam z
zachwytu. Ta muzyka brzmi tak, jakby była nagrana w latach 80-tych!
Zachęcające, nieprawdaż?
„Vendetta” powoli odsłania swe thrashowe kształty zaczynając się
niepokojącym intro rodem z horrorów, gdzie na ofiarę czyha jakieś
monstrum. To, co potem następuje jest szaleńczo wariackie. Takiej
metalowej petardy nie słyszałam od dawna. Śmiało Vulture można nazwać
spadkobiercami Slayera. „Clashing Iron” jest niczym rozpędzona
ciężarówka taranująca wszystko po drodze. Tutaj mamy już podobieństwa do
„Kill ‘Em All”. Solówki są na wagę złota i miażdżą. „Triumph of the
Guillotine” to w dalszym ciągu szybkość, energia i szaleństwo, przy
których można nabawić się zatrzymania pracy serca. „Electric Ecstasy” to
kolejna porcja speedowego thrashu połączona z elementami doom i black
metalu, co wypada znakomicie.
Drugą połowę albumu otwiera „Adrian’s Cradle”. Tajemnicze wejście i bum!
– rąbanka do potęgi n-tej. Już widzę jak fani robią zadymę pod sceną na
koncercie przy tym kawałku. To jest lepsze niż black metal w najlepszym
wydaniu. „(This Night Belongs) to the Dead” z akustycznym wstępem
przeradza się w istne szaleństwo, które ponownie kojarzy się z Metalliką
(tym razem z „Ride the Lightning”), a także z wczesną Sepulturą
(głównie „Arise”). „Paraphiliac” to przedostatni szaleńczy kąsek na „The
Guillotine”. Ostre riffy budują nastrój grozy i przerażenia. „Cry for
Death” to mechaniczny thrash o cechach black metalowych. Fani
satanistycznych dźwięków powinni się tym zainteresować.
„The Guillotine” jest płytą niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju jak
na czasy nam obecne. Jest old schoolowa i to słychać najbardziej. Nie ma
zbędnych elementów – jest krótko (nieco ponad 38 minut), zwięźle
(najkrótszy utwór trwa 3 i pół minuty, najdłuższy niespełna 6 minut) i
na temat (thrashowe riffy łączą się z blackowym klimatem). Fani wczesnej
Metalliki, Slayera, wczesnego Kreatora i wczesnej Sepultury będą
zachwyceni. Nie brak na tym krążku znakomitych solówek, powalającej
perkusji i typowego dla thrashu wokalu. Z „The Guillotine” Niemców z
Vulture należy się zapoznać, bo to nie jest taki sobie projekt z jednym
longplayem na koncie. To jest klasyka starego thrashu!!! Tego trzeba
posłuchać, to trzeba znać. Gorąco zachęcam do kupna płyty i częstego jej
słuchania, bo ta muzyka jest uzależniająca.
9,5/10
Marta Misiak