1. Dark Days of the Soul
2. Death Wish
3. Naprzód Donikąd!
4. High on Hate
5. Man of Dark Secrets
6. The Void is Where the Heart is
7. War is Certain, Peace is Not
8. Hailing the Devil in Me
Rok wydania: 2018
Wydawca: Agonia Records
https://www.facebook.com/voidhangerofficial/
Voidhanger po raz kolejny przypomniał o sobie wydaniem pełnego albumu.
Głośno, skutecznie. Po konkretnych ciosach w postaci „Wrathprayers” i
„Working Class Misanthropy”, przyszła pora na następną odsłonę
twórczości rodzimej grupy, a mianowicie „Dark Days Of The Soul”. Biorąc
płytę do ręki już na pierwszy rzut oka widać, że lekko nie będzie.
Odrażająca okładka sugeruje, że mamy do czynienia z wydawnictwem, na
którym próżno szukać wszelkich subtelności…
Pierwsze chwile obcowania z muzyką na płycie dobitnie potwierdzają
całkowitą zasadność wcześniejszych przypuszczeń. Niezmiernie dynamiczna
mieszanka black/death/thrash metalu plugawymi dźwiękami wybucha już na
starcie, a zabójczy duet na powitanie – „Dark Days Of The Soul” i „Death
Wish” uderza prosto w cel. Dopiero „Naprzód Donikąd!” wprowadza trochę
więcej urozmaicenia, ale chwytliwym „High on Hate” wracamy na tory
hardcorowego rollercoastera. W zasadzie jest wściekle i mocno przez
trzydzieści trzy minuty z okładem, bez zbędnych ceregieli, mimo, że pod
koniec albumu tempo zdecydowanie zwalnia.
Niegdyś, w jednym z wywiadów Warcrimer wspominał, że na każdym albumie
będzie utwór o zbrodniach. Słowo się rzekło – był „The Vampire of
Beuthen” o Knychale, „Scorpion” o Tuchlinie, a w międzyczasie pojawił
się także „Silent Night Deadly Night”. Tym razem inspiracji do wartkiego
„Man of Dark Secrets” dostarczyła kolejna niechlubna postać kryminalnej
historii Polski – Edmund Kolanowski, ale o nim, nie warto nic więcej
pisać.
Malkontentom płyta nie wyda się zbyt skomplikowaną, ale ma ona swój
urok. „Dark Days Of The Soul” swą bezpretensjonalną zawartością pozwala
odetchnąć od albumów nużących pompatycznością i nabrzmiałych
przekombinowanymi aranżacjami, jakie bez liku pojawiają się na muzycznym
rynku. Nie ma tu miejsca na mydlenie oczu ckliwymi kawałkami ani umizgi
ku zadowoleniu gawiedzi. Nie ma też miejsca na romantyczne liryki w
stylu „Chcę ci niebo wymościć gwiazdami żebyś stąpał po nich jak po
śniegu” czy „W tych zorzach się przeglądam, ładnie mi”. Zamiast tego z
głośników dobiega szczere do bólu „So if I’m dead tomorrow, just kiss my
ass goodbye”. Nic dodać, nic ująć. Trzeba przyznać, iż „Dark Days of
the Soul” dostarcza przedniej rozrywki. Potrafi skutecznie rozbić
mentalną gardę i odciąć tlen jak sprawnie wymierzony hak na wątrobę.
Szybkie tempo i wysoce energetyczne utwory naładowane do granic
możliwości, a co najważniejsze – wpadające w ucho. Jest ponuro i podle,
ale i zadziornie za razem.
Voidhanger raczej nie wpisuje się w maistreamowe trendy. Z pełną
świadomością wsadza kij w mrowisko, a nawet w szprychy, zaś „Dark Days
Of The Soul” to bardzo dobry album, który pozostawia po sobie równie
piorunujące wrażenie, co wrzucenie niewybuchu do ogniska.
9/10
Robert Cisło