1. Letter to My Child Never Born
2. Violet Loneliness
3. Fading Shadow
4. Angels in Disguise
5. The Killing Speed of Time
6. The Streets of Laudomia
7. Fly
8. Out in Open Space
9. 9 Degrees West of the Moon
10. A Touch of Evil (Judas Priest Cover)
11. Fading Shadow (demo version) (bonus track)
Rok wydania: 2009
Wydawca: Frontiers
Jakoś zawsze miałem słabość do tego zespołu. W 1999 zaprezentowali wyśmienity album, zatytułowany po prostu Vision Divine, kolejnym Send me an Angel utwierdzili mnie w przekonaniu, że warto na nich stawiać a trzecim Stream of Consciousness po prostu rozłożyli na łopatki. Zespół nagrał wspaniały koncept album, w którym nie brakowało i metalowego ognia, odrobiny smutku czy gdzie niegdzie progresywnego zacięcia. Vision Divine wraz z nowym wokalistą (na trzecim albumie został nim Michele Luppi) zaprezentował kawał świetnego rzemiosła i szkoda, że płyta w sumie nie została należycie doceniona. Niestety kolejny krążek – The Perfect Mnchine nie wzbudził już we mnie takiego entuzjazmu, choć jego następca 25th Hour był wyraźnym sygnałem, że muzycy jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. 2009 przynosi kolejne wydawnictwo Włochów, zatytułowane 9 Degrees West of the Moon i po raz drugi w historii zespołu następuje zmiana wokalisty. Za mikrofon powraca, odpowiedzialny za wokale na dwóch pierwszych albumach, Fabio Lione (znany głównie z Rhapsody ale i progresywnej formacji Athena, z którą nagrał wyśmienity krążek A New Religion). Jakie jest 9 Degrees West of the Moon?? Moim zdaniem wyśmienite! Vision Divine znów prezentuje się z najlepszej strony, może to też zasługa Lione, który dysponuje nieco innym, mniej słodkim (w porównaniu do Luppiego) głosem. Zespół skroił album z mnóstwem smaczków i przebojowych utworów. Wiele tu zwolnień (jak klimatyczne i baśniowe w Violet Loneliness czy w Fading Shadow). Pojawiają się dźwięki pianina a gitarowo-klawiszowych pojedynków nie powstydziłby się niejeden prog metalowy zespół, choć Vision Divine z założenia obraca się raczej w klimatach tradycyjnego heavy/power metalu (dodałbym jeszcze, że z elementami tradycyjnego rocka). Klawisze to jednak nie tylko wspomniane karkołomne solówki, to również wiele ciekawych partii, które budują klimat i nastrój danego utworu, jak w spokojnym, podniosłym i pełnym symfonicznego patosu Angels in Disguise. W zasadzie tylko jeden utwór wyróżnia się zarówno tempem jak i budową, na tle tej dość misternie zbudowanej konstrukcji. Jest to The Killing Speed of Time, w którym zespół chyba nieco niepotrzebnie tak zdecydowanie postawił na agresję (słyszaną w śpiewie w zwrotce). Na szczęście to jedyny tego typu kwiatek, a płytę w głównej mierze stanowią potencjalne rockowe hiciory, wypełnione po brzegi muzyką bliską każdemu, kto wzdychał z nostalgią słuchając w początkach lat 90-ych (jakże zabójczych dla tradycyjnych odmian rocka i metalu) płyt pokroju Keeper of the Seven Keys – Helloween. Ja, od co najmniej kilku tygodni wciąż łapię się na tym, ze nucę sobie refren The Streets of Laudomia czy Fly. Vision Divine nagrali album, który ma wszelkie predyspozycje ku temu by na koniec roku znaleźć się w niejednym tradycyjnym TOP10. Heavy/power metal przepełniony jest mniej lub bardziej udanymi zespołami, i słuchając 9 Degrees West of the Moon nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że tak dobrego metalowego krążka już bardzo dawno nie słyszałem. 9/10 Piotr Michalski |