1. The Chosen
2. Cage of Infinity
3. Down In a Black Hole
4. Choices
5. Astronaut
6. Human Emergency
7. Resistance
8. Orphans
9. Son Of Fate
10. Screaming For Answers
Rok wydania: 2013
Wydawca: Escape Music
Profil Facebook
Marco
Sandron nie zagrzał długo miejsca w Curse of Eden. Nagrał z nimi
zaledwie jeden singiel… po czym rozstał się z zespołem. Cichaczem
nieco pojawił się za to w nowym składzie VINDICTIV zastępując Gorana
Edmana. Zmiana taka zwiastuje przede wszystkim większy ukłon nowego
materiału w stronę metalu… prog metalu. Starym fanom może i takie zapowiedzi, czy tez przypuszczenia były nie w smak, ale nie należy bać się tych zmian. Stefan Lindholm trzyma zespół twardą ręką – i to on odpowiedzialny jest za kompozycje projektu. Faktem jest, że „Cage of infinity” to najbardziej charakterny materiał zespołu. Wydaje się nawet że całość jest jakby niżej osadzona, ciężej zagrana rytmicznie… ale… Lindholm nie wyrzekł się pewnego paraklasycznego szlifu – szczególnie jeśli chodzi o solówki. Pewnie wielu z was zapyta czy nowa płyta jest lepsza od dwóch poprzednich. Moja odpowiedź będzie wymijająca. Jest INNA. Jak wspomniałem jest nieco ostrzej, hard rockowo / progrockowe wokalizy Edmana były dość charakterystyczne i wydaje się że spełniał się na pograniczu progmetalu i neoklasycznego gitarowego grania. Tym razem mamy tu zdecydowanie ostrzejsze granie. W okolicach zwrotek gitary rytmiczne wręcz ułagodzono w pewien heavymetalowcy sposób, by zostawić przestrzeń wokalizom. Mamy zatem nieco mniej kombinowania w tle, ale co za tym idzie mniej pary w gwizdek. Partie solowe niezmiennie robią wrażenie. Powiem szczerze, że byłem bardzo podekscytowany nowym obliczem VINDICTIV… nawet pierwsze przesłuchania odbyły się z wypiekami na twarzy. Po wielu przesłuchaniach – owszem, chętnie wracam do tego materiału, ale do poprzednich płyt z pewnym rozrzewnieniem. Prawdopodobnie Sandron nie uczestniczył w komponowaniu nowego materiału projektu, jego partie w poszczególnych kawałkach są niezłe, przyjemne dla ucha, a nawet momentami porywają – ale szczególnie w zwrotkach bywają przewidywalne (mam podejrzenie, że dali mu do odśpiewania za dużo tekstów 😉 i jakoś musiał je poupychać). I teraz nie wiem czy to kwestia samych kompozycji (ich podobnej rytmiki), czy też produkcji albumu (ewidentnie jest nowoczesna), ale gdzieś po drodze zdarzało mi się tracić koncentrację. Przyznać trzeba jednak że materiał jest intensywny i warto dać mu kolejne szanse. Wówczas ma szanse wkręcić się słuchaczowi, a i w wyborem ulubionych utworów nie powinno być problemów. Szczególną uwagę proponuję zwrócić na kawałek wieńczący album. Rytmicznie nieco ułożony, wokalnie za to – wymiata. Partie wokalne zbliżają się do wyczynów Michaela Kiske czy Johna Archa… i niech mnie kule biją – utwór zapada w pamięć mimo braku charakterystycznego refrenu. Jeśli zaś o album chodzi, wśród krótkich, konkretnych form wielu zwolenników melodyjnego a zakręconego grania znajdzie coś dla siebie. Zarówno maniacy progresywnego grania jak i zwolennicy heavy metalu będą zadowoleni z obecnego oblicza grupy. Nowy krążek VINDICTIV prawdopodobnie w naszym kraju nie zmieni statusu zespołu. W dalszym ciągu po ich krążki będą sięgać rockowi/metalowi odkrywcy i fani poprzednich płyt. Escape Music nie ma w Polsce oszałamiającej dystrybucji, a właściwie wydawane przez nich płyty można dostać w kilku sklepach internetowych, warto jednak narazić się na nieco zachodu by zaopatrzyć się w tą płytę. I mimo, że mam problem wmawiać komuś, że to właśnie TEN album zespołu jest tym najlepszym, nie widzę przeszkód, aby dla kogoś stał się ulubionym. Jest nieco inny – po prostu. Dla fanów okolic prog/power/neoclassic – pozycja jeśli nie obowiązkowa – to mocno polecana. 7,5/10 Piotr Spyra |