1. Delusion 05:20
2. Age Of Annihilation 04:44
3. New Horizon 05:15
4. My Revelation 03:55
5. Skaro 05:11
6. Killing Time 05:58
7. A Glass Half Empty 04:08
8. Face Your Demons 04:33
9. The Space Between 04:48
10. Powers That Be 07:00
Rok wydania: 2009
Wydawca: Lion Music
Od Wydania debiutanckiego albumu brytyjskiej grupy Vendetta, dowodzonej przez śpiewającego wokalistę, Edward’a Box’a, minęły blisko dwa lata. Na następcę ”Tyranny Of Minority” nie trzeba było długo czekać, z czego fani zespołu powinni być szczególnie zadowoleni.
Tak jak w przypadku debiutu, tak i tym razem powierzono mi napisanie kilku słów odnośnie zawartości krążka. Jakie zmiany niesie za sobą „Heretic Nation”?? Niestety niewielkie. Porównując oba albumy nie trudno zauważyć, że różnice między nimi są prawie zerowe. Fakt faktem, pewnie mało kto oczekiwał, że Brytyjczycy pójdą w nieco innym kierunku, poeksperymentują. Podświadomie wierzyłem, że Vendetta poprawi to, co doskwierało mi przy okazji debiutu, do swojej muzyki wprowadzi powiew świeżości, ale tak się nie stało. „Heretic Nation” można śmiało nazwać toporną kontynuacją tego, co zespół nagrał dwa lata temu.
Niby wszystko się zgadza, tyle tylko, że to jedynie pozory. Kunszt i technika gitarowego rzemiosła to nie wszystko. Edward Box z całą pewnością jest utalentowanym instrumentalistą – to słychać. Jednak w zespole chodzi o coś więcej, a same umiejętności mogą się okazać niewystarczające, jeżeli nie ma współpracy. Być może moja opinia mija się
z prawdą i jest trochę krzywdząca, tym niemniej słuchając już drugiego albumu tej formacji nie mogę się wyzbyć wrażenia, że Vendetta to projekt jednoosobowy, gdzie utalentowany instrumentalista, którego dodatkowym atutem jest poprawność wokalna, nie potrafi współgrać z resztą zespołu. Pozostali członkowie są tak jakby tłem do tego, co tworzy „szef”.
Jeżeli chodzi o muzykę, to stylistycznie zespół próbuje usilnie nawiązać do tego, co działo się w latach 80-tych, garściami czerpiąc z grup, które w owych czasach były na szczycie. Jednak zestawiając „Heretic Nation” z tym, co ostatnio nagrał Saxon (porównanie nie jest przypadkowe – szczególnie, jeżeli chodzi o wokale), czy chociażby rodzime Turbo, to nie ma co ukrywać – Vendetta wypada mizernie.
Płyta brzmi płasko, mozolnie, blado i powierzchownie, a struktura aranżacyjna jest przewidywalnie schematyczna. Dynamika kuleje, za co największą odpowiedzialność ponosi perkusista. Grane przez niego partie niezwykle mnie irytują (nie chodzi tu oczywiście o umiejętności). Nierzadko bywa tak, że forma utworu wymaga tego, by zagęścić „stopę”, a tu jak na złość – jest odwrotnie. Perkusja brzmi „kanciasto” i ubogo, a nie muszę specjalnie tłumaczyć jak istotną rolę odgrywa ten instrument w muzyce rockowej. Tutaj o tym zapomniano, stawiając największy nacisk na gitarę oraz jej brzmienie. Ciężko zrozumieć nieuzasadnione rozwiązania perkusisty, ale wiadomo, każdy ma swoją wizję tego jak coś ma być zagrane. Jednak są pewne reguły i w tym przypadku zostały one złamane.
Moja opinia odnośnie tego wydawnictwa ma ewidentnie krytyczne zabarwienie, jednak wierzcie lub nie – kilkukrotne przesłuchanie przeze mnie tego albumu, było nie lada wyzwaniem. Pragnę dodać, że klasyczne odmiany metalu nie są dla mnie obojętne, ale tym razem nie dałem rady, mimo szczerych chęci i zamiłowania do tego gatunku.
Żeby nie było jedynie w czarnych kolorach, to na pochwałę zasługują solowe partie gitarowe i ich aranżacje. Słychać, że ten aspekt był solidnie przemyślany. Poza tym album zawiera kilka solidnych riffów takich jak choćby motyw przewodni w „My Revelation”, utworze, który w porównaniu z resztą wypada okazale. W tym przypadku występuje to coś. Nieźle prezentuje się „New Horizon” czy otwierający „Delusion”, ale to i tak niewiele, biorąc pod uwagę całość materiału.
Muszę przyznać, że po przesłuchaniu debiutu liczyłem na coś więcej. Niestety zawiodłem się. Nowy album nie porywa i to sprawia, że na kolejną odsłonę twórczości Vendetta czekać raczej nie będę. Jak nic się nie zmieni, to ten zespół będę omijał szerokim łukiem. Przytoczę tu słowa pewnego człowieka z krajowego show biznesu „..dupy mi nie urwało..” i poza ogólnym niesmakiem, rozgoryczeniem i irytacją – nie poczułem nic szczególnego. Tym nie mniej zachęcam do samodzielnego przesłuchania „Heretic Nation”, bo moja opinia wiadomo, co jednemu się nie podoba, drugiego może urzec. Sympatycy gitarowych płyt o zabarwieniu klasycznego heavy metalu mogą tu dla siebie coś znaleźć.
6/10
Marcin Magiera