01. Jaipur.
02. Ujevkoszonto.
03. Uggarderojr.
04. Rjoredraggu.
BIRKA TRILOGY
05. I – The Gathering.
06. II – Rendition.
07. III – Defender & Believers.
08. Norrsken.
09. Lvorna.
10. Capriccio.
11. U Playin On My Drum.
12. Outrott.
13. Allegro Vivace.
14. Digerrojr.
15. Vargton.
16. Naudljaus.
17. Tokeri 1.
18. Tokeri 2.
Rok wydania: 2011
Wydawca: Lion Music
http://www.myspace.com/vargtonprojekt
Kiedy przeczytałem pierwsze zapowiedzi płyty Vargton Projekt –
ProgXpriMetal, przed oczami jawił mi się obraz improwizowanej muzyki…
na kształt ARK czy MCM, do tego wokale Bjorna Janssona (ex Beyond
Twilight). Byłem podekscytowany. Jednocześnie świadom tego, że nie
będzie to muzyka łatwa i przyjemna, ale na pewno ambitna.
Przyznać muszę, że o ile miałem nadzieje, że Vargton Projekt będzie
nowym ARK, to skojarzenie drugie jest bardziej trafne. Szczególnie jeśli
chodzi o sferę muzyczną. Można ją swobodnie porównać do wspomnianego
MCM, czy też solowych płyt Alexa Masi. Chodzi mi o przybrudzone
brzmienie gitar, improwizowane frazy i pokłady jazzowej sekcji, na
której całość jest sukcesywnie budowana.
Warto wspomnieć, że często gęsto muzycy nie starają się na siłę osadzać
„fajnych motywów” w ramach utworu. Wydaje się, że jeśli uznali za
właściwe nie rozmieniać patentu na drobne, nie ogrywać go dalej – został
on zarejestrowany na krążku jako motyw… osobny track. Po prostu.
W utworach projektu wiele jest pozorowanego chaosu. Bardzo sprytnie
przechodzi on za to często w soczyste melodie, zwłaszcza akustycznych
gitar. Nie zabrakło motywów typowych dla stylistyki flamenco, co jest
prawdziwą ozdobą płyty. Wrażenie robią też orientalizmy. A to świetnie
brzmiący sitar, innym razem „wygłupy” stylizowane na afrykańskie
chóry/zawodzenia, chóry gospel.
Jednak muszę stwierdzić, że partie wokalne rozczarowały mnie nieco.
Kilka razy wydawało mi się, ze Jansson serwuje nam ten sam efekt, a
nawet maniera w zestawieniu z podkładem sprawiała wrażenie bardzo
podobnej melodii. Przyznać trzeba, że nie miał łatwego zadania… a
wywiązał się z niego więcej niż poprawnie, mimo nielicznych
incydentów…
Na albumie brylują instrumenty rytmiczne. Niespotykane instrumenty
perkusyjne, bębny, dzwonki… Ale jeśli chodzi o rytmikę, również
spodziewałem się większej awangardy.
Perkusja owszem, improwizuje, ale rytmy nie są tak zmienne jak się spodziewałem.
Jednak dzięki ciekawym instrumentom rytmicznym słuchacz w tym na pozór
nabuzowanym ideą, czy wręcz snobistycznym przedsięwzięciu wyczuwa wiele
luzu (co niekoniecznie należy odbbierać w kategorii superlatywu).
Efekt potęgują fragmenty tekstów muzyków. Wydaje się nam czasem, że uczestniczymy w próbie czy nagraniu płyty.
Wbrew pozorom na ProgXpriMetal wiele jest melodii, ale koegzystuje z
nieskładnymi na pozór dźwiękami i improwizacjami, którymi płyta
wypełniona jest po brzegi.
Zaskakuje kilka ułożonych, spokojnych i bujających wręcz elementów,
które sprawiają ukojenie zaatakowanemu wcześniej kanonadą dźwięków, czy
przesterów lub pisków umysłowi. Paradoksalnie, to one nużą się
słuchaczowi, bowiem już w trakcie trwania „Lvorna” wyczekiwałem na
kolejne połamane i pokręcone szybsze utwory.
Na ProgXpriMetal mamy do czynienia z niełatwą dla odbiorcy partią
muzyki. Wydawałoby się, że tak intensywny album powinien być krótki. Ta
płyta trwa około 75 minut. Co ciekawe nie męczy. Nawet jeśli nie
ogarniamy jeszcze utworów, szczególnie tych bardziej skomplikowanych
traktujemy je na granicy jazzowego jamu, a zabawy.
Kilka wspomnianych przeze mnie zabiegów (jak osobne tracki z motywami),
fragmenty improwizowane w studio, składają, się na to iż odbieramy album
jako mniej spójny niż choćby wspominane wcześniej płyty Ark.
Owszem więcej tu jazzu niż metalu, być może jest to również muzyka
bardziej wymagająca, trudniejsza, ale pewne niekonsekwencje czynią płytę
jeszcze trudniejszą w odbiorze (miks ambitnego improwizowanego grania z
wygłupami na przykład).
Z motywów zawartych na krążku – jestem pewien – można by stworzyć
genialną propozycję trwającą w granicach przyzwoitych 45 minut. Gdyby
odrzeć ją ze wszędobylskiego luzu, a w kilku sprawach zachować umiar –
recepta na sukces murowana… Chyba że ja tej płyty jeszcze nie ogarniam
(koszmarną okładkę już pomijam, bo nie wpływa znacznie na odbiór, ale
na pewno negatywnie na pierwsze wrażenie).
6,5/10
Piotr Spyra