1. Hymne
2. Reve
3. L’Enfant
4. Mouettes
5. Chromatique
6. Irlande
7. Flamants Roses
Rok wydania: 1990
Wydawca: Polydor
Przez ostatnie tygodnie bardzo często wracam do muzyki filmowej.
Słuchając takich ludzi jak Ennio Morricone, John Williams czy Hans
Zimmer przypomniałem sobie o jeszcze jednej postaci a mianowicie greckim
kompozytorze znanym powszechnie jako Vangelis. Jego muzykę czy też jej
fragmenty zna każdy. Dajmy na to chociażby słynny motyw „Conquest of
Paradise” (do filmu Ridleya Scotta znanego w Polsce jako „Wyprawa do
Raju”) czy też legendarnego kina science – fiction „Łowca Androidów”
(ang. Blade Runner). Poza tym można go znać ze słynnego duetu z Jonem
Andersonem, z którym to ma na koncie wielki hit radiowy „I’ll find my
way home”, który jest do dzisiaj często puszczany.
Jednakże pośród tych wszystkich dokonań kryje się prawdziwa perełka.
Zetknąłem się z nią po raz pierwszy kiedy przeszukiwałem płyty rodziców i
z ciekawości wrzuciłem ją do odtwarzacza bo gdzieś mi się obiło jego
nazwisko. W każdym razie zrobiła od samego początku na mnie spore
wrażenie, to było coś dla mnie wtedy zupełnie nowego a miałem może ze 12
lat i był to dla mnie początek przygody z takimi brzmieniami. Mowa tu o
„Opera Sauvage”, która została utworzona jako ścieżka dźwiękowa do
jakiegoś greckiego filmu przyrodniczego, do którego nie miałem
możliwości się dokopać więc pozwolę sobie ocenić to jako płytę a nie
„soundtrack”.
Wszystko zaczyna się triumfalnie utworem „Hymne”. Świetny motyw, żywy,
grany na syntezatorach, od razu wpada w ucho (co więcej zostaje w
głowie) i osobiście często lubię go nucić. Bardzo dobry na wstęp a trwa
niecałe 3 minuty. A teraz najlepiej usiąść spokojnie czy też się położyć
gdyż reszta płyty w dużej mierze jest bardzo refleksyjna i zarazem
relaksująca (czyli w sam raz na wieczór). No więc dobrze… najpierw
mamy „Rêve” przepełnione delikatnymi klawiszami można stwierdzić nawet,
że jazz’owymi. Można zamknąć oczy i wyobrazić sobie przy tych dźwiękach
coś zupełnie innego, nie rzeczywistego (taka muzyka jest jak dobra
książka, naprawdę). Po chwili mistrz Vangelis robi to co robi najlepiej
czyli daje nam kolejny motyw muzyczny w postaci „L’ Enfant”. I właśnie
to jest cecha, która najbardziej cenię u kompozytorów. Nie robić
jakiegoś tła na zasadzie „O nie, oby tylko ludziom nie przeszkadzała
muzyka w filmie”, ale coś co zostaje w głowach. Szczerze to na przykład
taka „Wyprawa do Raju” byłaby niczym bez muzyki Vangelisa. Ale wracając
do utworu jego tło złożone jest z jednego przerywanego dźwięku
syntezatora i przeplatane jest paroma innymi dźwiękami. Brzmi prosto ale
ta struktura jest genialna. Łatwo można by to przerobić na wersję dla
orkiestry swoją drogą. Następnie mamy dwu-minutowy „Mouettes” nie wiem
gdzie został użyty w filmie ale tu bardziej przypomina klimat starych
filmów sci-fi co nie zmienia faktu, że ładna kompozycja, po której mamy
najbardziej wyróżniający się na płycie utwór „Chromatique”. Główny powód
to gitara, która tym razem jest tu najważniejsza a klawisze są mocno
eksperymentalne co tworzy ten utwór dziwnym. Z początku mi się nie
podobał ale po paru przesłuchaniach można bynajmniej stwierdzić, że
pasuje do całości mimo wszystko. Moim ulubionym utworem jest „Irlande”,
piękna melodia, dobrze dobrane brzmienia. Klimat nastawia na myślenie o
czymś radosnym i pięknym zarazem (szczególnie brzmienie fletowe) po
prostu – żyć nie umierać i wsłuchiwać się w to 😉 No i czas na punkt
kluminacyjny – „Flamants Roses”. Kompozycja buduje się z każdą chwilą co
raz bardziej, melodie są coraz to lepsze, utwór co raz to żywszy, jest
strasznie rozbudowany brzmieniowo co można ująć krótko- emocji tu nie
brakuje. Ciekawostką jest to, że Jon Anderson gra tutaj na harfie. W
ósmej minucie jest uspokojenie, muzyka zamienia się w epilog więc czas
na napisy końcowe…
Podsumowując, album ten to kawał świetnej roboty chociaż ciągle ma
daleko to opus magnum Vangelisa. Nie można przejść jednak obok tego
obojętnie. Jest w stanie wypełnić każdy wieczór a ja mam oczywiście do
niej sentyment gdyż od niej zacząłem przygodę z elektronicznymi
klimatami. Chciałbym usłyszeć kiedyś wersję na orkiestrę symfoniczną.
8,5/10
Jędrzej Kołecki