1. Welcome 00:37
2. Origins Of Man 02:46
3. Eternal Quest for Endless Beauty 04:47
4. How Bad Is Your Karma 03:05
5. Molerats 05:59
Rok wydania: 2011
http://vagiantownsyourmom.bandcamp.com/
Booklet minialbumu nie pomógł mi w przybliżeniu zespołu, nie wiele
pomocne są też przepastne archiwa Internetu. Bez wstępów zatem. Kto
kiedy, kogo i dlaczego poznał, jakie były ich poszczególne kroki do
stworzenia materiału. Czy otrzymali masę nagród, a może słuchali ich
tylko babcia i kuzyni… Nieważne – interesuje nas „Ewangelia wg.
Vagiant”.
Rosjanie serwują swoją EPką nie lada ciężki orzech do zgryzienia. Parają
się bowiem muzyką ze wszechmiar wciągającą. Przybrudzoną i noszącą
znamiona chaosu, jak najbardziej. Ale wszędobylski przester czy też
noise (jak kto woli), współgra idealnie z konwencją, a to gitarowego
grania, a to melodii rodem z neo-punkrockowych albumów. Nie licząc
intra, materiał, który prezentują nam panowie i panie z Vagiant (o ile
dobrze odszyfrowałem booklet), to zaledwie kwadrans muzyki. Muzyki,
która stanowi chyba esencje z inspiracji członków grupy. Znajdziemy tu
bowiem zarówno elementy rockowe i metalowe, jak i punkrockowe, a nawet
duszną manierę muzyki granej w klubach. Całość osadzona jest w pewnej
konwencji brudu i hałasu, przez co… doskonale się sprawdza.
Zaskakująco w konfrontacji z tym brzmią wyjątkowe akcenty akustyczne czy
też solowe. Zatem produkcja albumu jest elementem, w którym idealnie
współgra ściana dźwięku z selektywnością poszczególnych partii.
Wywrzeszczane zwrotki potrafią kolidować z melodiami refrenów.
Zaskakujący w tym względzie jest chóralny zaśpiew w walcowatym utworze
wieńczącym krążek. Skojarzenia? Dillinger Escape Plan, Beastie Boys i…
Pyogenesis. To chyba dość dobra rekomendacja.
Płyta pozytywnie zaskakuje, a sponiewierany słuchacz, zaskoczony odkrywa
drugą i kolejne warstwy przekazu. Finał jest taki, że mam ochotę na
kolejny odsłuch. Ale też czekam na pełny album z pewną dozą
niecierpliwości. Zachęcam was do przesłuchania EP-ki pod tym linkiem. Zaręczam – nie będzie to czas zmarnowany.
Piotr Spyra