UNISONIC – 2012 – Unisonic

01. Unisonic
02. Souls Alive
03. Never Too Late
04. I’ve tried
05. Star Rider
06. Never Change Me
07. Renegade
08. My Sanctuary
09. King For A Day
10. We Rise
11. No One Ever Sees Me

Rok wydania: 2012
Wydawca: Ear Music
http://www.unisonic.de


Kai Hansen i Michael Kiske razem? Na wieść o Unisonic pewnie niejeden fan „starego” Helloween poczuł, że serce zabiło mu szybciej. W końcu w jednym zespole, po 23 latach przerwy, mieli znów zagrać razem legendarny gitarzysta i wokalista tej zasłużonej formacji. Od wielu lat Helloween próbuje grać coraz brutalniej, zapominając o melodiach, które były ich mocną stroną, Kai Hansen wraz z Gamma Ray zaczął dość łapczywie zjadać swój ogon a Michael Kiske? Ten, w ogóle odsunął się w cień, obraził na heavy metal i wydawał od czasu do czasu potworki w postaci „Supared” (na szczęście okazjonalnie występował gościnnie w całkiem udanych projektach jak Avantasia czy współtworzył Place Vendome). Teraz, połączone siły ex muzyków Helloween wraz z Dennisem Wardem (grał już chyba wszędzie 😉 ), Mandy Meyerem (ex Krokus) i Kostą Zafiriou (D.C. Cooper) stworzyły nową grupę nazwaną Unisonic!

Zwiastunem nowego zespołu było Ep. „Ignition” i wydaje się, że spełniło swoje oczekiwania. Apetyty wzrosły a krążek zapewne kręci się już w wielu odtwarzaczach. Jaki jest ten album? Niektórzy powiedzą, z dużej chmury mały deszcz, bo nie jest to materiał, który można określić mianem heavy czy power metalu. To raczej mocniejszy hard rock z elementami wyżej wymienionych. Żeby było jednak jasne, albumu słucha się wyśmienicie i czasami łezka nostalgii się w oku zakręci. Niestety jest też kilka słabszych momentów jak na przykład „Star Rider”. Skupmy się jednak na pozytywach. W zaskakująco dobrej formie jest głos Kiskego. Brzmi jak za starych dobrych lat, z charakterystycznym vibrato w górkach. Obserwując wokalistów z lat gdy byłem nastolatkiem, głos Kiskiego najmniej stracił ze swych walorów. Może to efekt tego, że unikał śpiewania? Nie wiem, brzmi świetnie nie tracąc nic ze swej mocy. Rewelacyjnie słucha się singlowego, motorycznego „Unisonic”, utrzymanego w średnim tempie „Renegade” (spokojnie mógłby się znaleźć na „Land of the Free” Gamma Ray) czy nieco helloweenowych „Souls Alive” czy „We Rise” (nie wiem dlaczego ale słuchając tego ostatniego mam wrażenia jakbym słuchał jakiegoś zagubionego tracku z czasów Keeperów). Nie zabrakło też całkiem udanej, nastrojowej ballady „No One Ever Sees Me”, która zamyka wydawnictwo.

Porównując ostatnie dokonania Helloween (choć „7 Sinners” to i tak dość dobry album) oraz Gamma Ray, Unisonic przekonało mnie do siebie najbardziej. Może to efekt, tego że dziadzieję i nie oczekuję już galopad, może to nostalgia do minionych lat a może jakaś słabość do głosu Michaela Kiske oprawionego w metalowo/hard rockowy szlif? Wiem na pewno, że Unisonic kręcił się w moim odtwarzaczu przez dobrych kilku dni i powróci tam jeszcze nie raz!!

8,5/10

Piotr Michalski

Dodaj komentarz