UNIFAUN – 2008 – Unifaun

1. Birth of a Biggie
2. To the Greek Faerie
3. Mr. Marmaduke and the Minister
4. Swingers Party
5. ReHacksis
6. Quest for the Last Virtue
7. A Way Out
8. Finistere
9. Welcom to the Farm
10. Maudlin Master
11. Bon Apart
12. End-of-Fin

Rok wydania: 2008
Wydawca: Progress Records


Pewnego dnia na forum poświęconemu Genesis poznało się dwóch jegomości. Byli to niejaki Nad Sylvan oraz Bonamici. Ponieważ muzyczna pasja obydwu panów nie ograniczała się jedynie do słuchania muzyki, zaczęli wymieniać się samplami i próbkami swoich kompozycji. W pewnym momencie postanowili działać wspólnie, a ich hasłem stało się zdanie „Nagrajmy utwory, których nigdy nie nagrało Genesis”. Tak oto zrodził się Unfiaun, zjawisko wyjątkowe na współczesnej scenie. Ja, do tej pory nie słyszałem o zespole, który by tak otwarcie mówił o swoich inspiracjach i fascynacjach, raczej wszyscy starają się podkreślać swoją inność, odmienność, wyjątkowość itd. Unifaun nie owijają w bawełnę, kochają wczesny Genesis i starają się kontynuować dzieło Gabriela i spółki, a że idzie im to wyjątkowo dobrze to chwałą im za to!

Debiutanckie dzieło tego dwuosobowego projektu, zatytułowane po prostu, Unifaun to bez dwóch zdań pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którym brakuje soundu Genesis, którzy z wypiekami na twarzy wsłuchiwali się w „Scripr for a Jesters Tear” Marillion (notabenę, w okresie nagrywania swego debiutu, również wpatrzonych w Genesis). Już sam głos Nata Sylvana jednoznacznie kojarzy się Peterem Gabrielem i Fishem – jest charakterystyczny, czasem brzmi niemal identycznie jak barwa Fisha (gdy ten był te dwadzieścia kilka lat młodszy).

Może kilka słów o samej muzyce i zawartości krążka. Album składa się z 12 kompozycji, w tym czterech instrumentalnych. Co ciekawe (jak na zespół progresywny, hołdujący latom, siedemdziesiątym) tylko jedna kompozycja trwa ponad dziesięć minut, a jest nią wyśmienity „Quest for the Last Virtue”. Dla mnie to jeden z faworytów albumu. Początek nieodparcie kojarzy mi się z Selling England by the Pound, celowy to zabieg? Delikatny początek, który wprowadza nas w ten utwór buduje nastrój delikatności i zwiewności. Wpadający w ucho refren na długo zakorzenia się w głowie, a genialna partia, zamykająca utwór to po prostu majstersztyk. W „Mr. Marmaduke and the Minister” muzykom po prostu nieprawdopodobnie udało się „przenieść” w lata siedemdziesiąte. Od pierwszej do ostatniej sekundy słuchaczowi wydaje się, że ta kompozycja musiała powstać te kilkadziesiąt lat temu. Ten klimat, te charakterystyczne zagrania, partie klawiszy, Gabrielowy śpiew – palce lizać! Prawie ośmiominutowy instrumental „Rehackis”, to pokaz jak należy budować klimat i układać interesujące kompozycje instrumentalne bez popadania w przesadny patetyzm czy banał. Utwór obraca się w nieco bajkowym klimacie a delikatne partie gitar czy instrumentów klawiszowych malują obrazy kojarzące się z baśniowymi krainami pełnymi faunów elfów i innych nierzeczywistych istot. Zwrócę jeszcze Waszą uwagę na „A way Out”, półballadę z niezwykle ciekawym motywem gitarowym, i mnóstwem emocji zgromadzonych w tych sześciu minutach, które trwa utwór!

Unifaun udało się nagrać album wyjątkowy. Dawno nie słyszałem tak dobrego krążka debiutanckiego. Może to kwestia pewnej nostalgii, która jest nieunikniona, gdy słucha się tej płyty? Nie mniej jeżeli tylko wczesny Genesis znaczy dla was wiele, a „Scripr for a Jesters Tear” wywołuje u was pewną nutkę wspomnień to Unifaun jest dla Was. Tymczasem w naszym dziale Mp3 możecie pobrać otwierający album – „Birth of a Biggie”.

Oceny będą dwie:
Dla osób szukających w muzyce czegoś nowego i innowacyjnego – 7/10
Dla osób, dla których liczy się klimat, i lubią wracać do muzyki, którą dziś już coraz rzadziej się gra…ja zaliczę się tutaj – 9,5/10

Piotr Michalski


Dodaj komentarz