TWILIGHT – On the threshold of silence

1. Point of View
2. Silver Night
3. Liar
4. Eye of the Storm
5. Intermission
6. Carefree Smile
7. Revealed
8. Disoriented
9. Broken Frame
10. Awakening
11. Above The Clouds – part one

Rok wydania: 2005
Wydawca: Lynx Music


Po raz kolejny trafiam na zespół, który nazywa się tak samo jak jedna z moich ulubionych kapel. Wprawdzie skandynawski Twilight przemianował się po roszadach personalnych na Beyond Twilight… ale nie zmienia to faktu, ze nie mogę się przyzwyczaić do nazwy polskiego zespołu.

Nie sposób nie zauważyć, ze polski Twilight jest zespołem wyjątkowym. A to głównie za sprawą barytonowo-basowych wokaliz Jana Capińskiego. Wprawdzie zabieg w muzyce rockowej, a nawet progresywnej od lat z powodzeniem stosuje Jody Ashworth (Trans Siberian Orchestra), ale przyznać trzeba że wydaje się to połączenie kontrowersyjne. I o ile przy odrobinie samozaparcia do takiej maniery wokalnej można się przyzwyczaić (szczególnie łatwo przyjdzie to fanom Ashwortha), to w niektórych utworach Jan o ile nie fałszuje… to mija się z melodią… trudno uwierzyć by rozmyślnie. Najbardziej razi to w utworze „Carefree Smile”. Gdyby nie kilka takich momentów na albumie przebolałbym samą manierę wokalną – i ocena końcowa byłaby wyższa
Jeśli zaś chodzi o muzykę, ta jest pierwszej próby. Zarówno do sekcji rytmicznej nie można mieć zastrzeżeń (przyjemny – ciepły bas i soczyste talerze… ), ani do gitar czy klawiszy. Jak na art rock przystało wiele tu brzmień pseudoakustycznych i mnóstwo przestrzeni. Na albumie „On the threshold of silence” otrzymujemy niesamowitą dawkę, rocka z pierwiastkami metalowymi i wpływami hardrocka lat 70-tych. Znajdą tu coś dla siebie zarówno sympatycy Queensryche jak i zwolennicy prostych purplowych riffów i ścian hammondów, mimo że i pianin nie zabrakło. Debiutancki album Twilight to niesamowita dawka przyjemnych melodii, fajnych riffów i niebanalnych solówek. Muzycznie – bardzo dobry album, wokalnie mimo, że ciekawie, jest po prostu dziwnie. Ciekawe, że są fragmenty, gdzie wokalista na chwilę rezygnuje ze swojego typowego typu wokaliz… i robi się znośnie, a nawet przyjemnie. Zachodzę w głowę, dlaczego zdecydował się na tego typu barwę skoro potrafi śpiewać lepiej…

Z oceną płyty mam nie lada problem. Bądź co bądź jest to świetny album, który psują wokale. Muszę powiedzieć że z ciekawością czekam jak rozwinie się zespół na kolejnej płycie, próbki na Myspace napawają optymizmem, wokalizy są tam dużo lepsze 😉

7/10

Piotr „Piospy” Spyra

Dodaj komentarz