1. We Are Sane (10:27)
2. Human Being (7:50)
3. This City (4:01)
4. World Without End (1:55)
5. Fact And Fiction (3:59)
6. The Poet Sniffs A Flower (3:51)
7. Creepshow (11:57)
8. Love Song (5:39)
Rok wydania: 1982
Wydawca: Cyclops
5-ty lutego. Właśnie minęła kolejna, 19-ta już rocznica śmierci nieprzeciętnej osobowości jaką niewątpliwie był Geoff Mann. Był on nie tylko muzykiem, wokalistą i autorem tekstów. Jeżeli chodzi o sztukę była to osoba bardziej wszechstronna: malował, organizując wystawy swych prac. Studiował na wydziale sztuki Uniwersytetu Reading. Nie wiem czy w muzycznym światku znajdzie się druga osoba będąca zarazem rockmanem i osobą duchowną! Geoff skończył studia teologiczne, przyjął święcenia kapłańskie w Kościele Anglikańskim obejmując parafię w Bolton… a że Anglikanom wolno, był również mężem i ojcem trójki dzieci! Jak on to wszystko godził wie chyba tylko on sam i ten któremu służył jako kapłan. Ten któremu tak wiernie służył widocznie uznał, że jego intensywna praca zasługuje na nagrodę w niebie. Nieznane są wyroki Boże. Choroba nowotworowa w 1993 roku przerwała karierę i życie Geoffa Manna. Jego misja na Ziemi 5.02.1993 roku dobiegła końca.
Z pewnością ważnym epizodem w jego życiu był zespół „Twelfth Night” Doskonała więc okazja aby uczcić jego pamięć przypomnieniem jednej z ważniejszych płyt tej grupy, ba jednej z ważniejszych płyt odradzającego się w tamtych latach rocka progresywnego – „Fact and Fiction”!
Powstała w 1982 roku, rzut oka na konkurencję: Marillion – „Script For A Yesters Tear” (1983), IQ – „Tales From The Lush Attic”(1983), Pallas – „The Sentinel”(1984), Pendragon – „The Jewel” (1985). Wniosek nasuwa się sam: to nie fikcja lecz fakt, album ten był prekursorskim jeżeli chodzi o neoprogresywne granie, a przecież geneza zespołu nie rozpoczyna się od tej płyty, sięga znacznie wcześniej, zespół powstał w 1978 roku. Faktem jest też, że mimo wielu cech wspólnych każdy z tych albumów był z pewnością wyjątkowy i niepowtarzalny. Każdy z tych zespołów dołożył swoja cegiełkę do odbudowy muzycznych, progresywnych fundamentów zniszczonych przez punkową rewolucję.
W tekstach Geoff ukazywał fakty i fikcje ludzkiej natury, sprawnie odkrywał obłudę, zakłamanie, obnażał ludzkie słabości, ale nie piętnował jak wielki inkwizytor czynił to w sposób subtelny ale dobitny, mimo wszystko pięty bolą…
„Fact and Fiction” składa się z ośmiu kompozycji, trzy z nich znacznie dłuższe, właśnie takie jakie preferuje tenże nurt muzyczny. Pozostałe to (nie bójmy się tego słowa) piosenki, ale jakie piosenki? Wystarczy chociażby posłuchać ostatniej z nich, ale może nie wyprzedzajmy faktów. Płyta zaczyna się od tych dwóch dłuższych utworów: „We Are Sane” i „Human Being”. „We are The Sence” to pełna pasji kompozycja z licznymi ozdobnikami dźwiękowymi (odgłosy krzyczących młokosów, stukanie maszyny do pisania…), licznymi zmianami tempa a przede wszystkim z rewelacyjnymi partiami wokalnymi Geoffa Manna. Drugi z nich – „Human Being”, o wiele subtelniejszy w podobnym klimacie jaki słyszeć mogliśmy na pierwszych płytach IQ czy Marillion, z porywającą solówką gitarową w końcówce. Pora na kilka krótszych utworów. Pierwszy z nich to „This City”. Na wstępie słyszymy bawiących się jakby w jakimś miejskim skwerze dzieciaków, wreszcie przejmujący wokal jedynie na tle tykającego basu i delikatnego jak poranna rosa tła klawiszy. Przepiękny utwór, szczerze żałuję że trwa jedynie skromne 4 minuty, bo wydaje się że dopiero zaczynamy wczuwać się w nastrój tego miasta a już musimy go opuszczać. „World Without End” to natomiast niespełna dwuminutowa, instrumentalna miniaturka muzyczna. Wreszcie czas na tytułową kompozycję. Na przekór, jest ona chyba najmniej progresywna, wręcz nowofalowa, czyżby do głosu dochodziły jeszcze echa punkowej rewolucji? Wydaje się że kompozycji nie powstydziliby się z pewnością chociażby The Police. W kolejnej, „The Poet Sniffs A Flower” zespół powraca jednak na obrane wcześniej progresywne tory. To również kompozycja instrumentalna, jeżeli chodzi o klimat, kojarzy mi się nieco z wczesnym Camelem. Przedostatnia kompozycja to najdłuższa „Creepshow”. Świetnie ewoluuje od subtelnej palety dźwięków aż po pełne żaru zakończenie. Na koniec ta najpiękniejsza i chyba najbardziej znana pieśń – „Love Song”. I nie ma się czemu dziwić, można się jedynie zastanawiać że i tak jest zbyt mało znana! „Love Song”, tytuł mówi sam za siebie. Nie jest to jednak ckliwa piosnka o romantycznej miłości mężczyzny do kobiety, tutaj chodzi o miłość do drugiego człowieka w sensie: „kochaj bliźniego swego”, ponad podziałami…
Jak twierdzi Geoff Mann:
„Miłość to otwarte drzwi
I nie wierz, że życie się kończy po śmierci
I nic po nas nie pozostanie…”
On jest już tego pewien…
9,5/10
Marek Toma