Intro
Kolejny Rozdział
Wszystko Wszędzie Woła Więcej
Łotr
Przyjdź Do mnie
Magnetyczny Sen
Zawrót Głowy
Na Dno
Do Domu
Zwyczajnie Nie
Spokojny
Rok Wydania: 2025
Wydawca : Mystic Production
Oj, dużo wody upłynęło w Wiśle od ostatniego albumu legendy metalu, zespołu Turbo. „Piąty żywioł” miał bowiem swą premierę pod koniec 2013 roku i wydawało się, że zespół podzieli los takich grup, jak TSA, czy Perfect powoli, odchodząc w cień będąc, już tylko pomnikiem w historii polskiego rocka. Niespodziewanie pod koniec 2024 roku pojawił się pierwszy singiel z nadchodzącej płyty, której nadano tytuł „Blizny”. Dla wielu, jak i dla mnie był to szok, że Turbo jeszcze działa i zarazem, czy ta maszyna jeszcze daje radę. I z miejsca „Nowy rozdział” zaskarbił sobie sympatyków. Nie ukrywam, że nowa kompozycja wygrała w mojej prywatnej bitwie z nowym singlem Kinga Diamonda („Spider Lilly”), który ujrzał światło dzienne niemal równocześnie z Turbo.
Minęło wiele lat, więc myślę, że dla odświeżenia pamięci warto wspomnieć, kto obecnie tworzy zespół. Na gitarach Wojciech Hoffmann oraz Przemysław Niezgódzki, na gitarze basowej Bogusz Rutkiewicz, za perkusją Mariusz Bobkowski, oraz za mikrofonem Tomasz Struszczyk. Na albumie „Blizny” pojawią się również goście, których zaproszenie odczytuję jako przeprosiny za kilkanaście lat ciszy.
Pierwszego z nich można już usłyszeć w rozpoczynającym album „Intrze”.
Gitarę basową bowiem dzierży w nim generał Rajmund Tomasz Andrzejczak. Turbo wyciąga, więc najmocniejsze działa i nie bierze jeńców. Intro, choć krótkie, jest treściwe za sprawą gitary i dość nowoczesnych sampli, które mogą zmylić słuchacza. Już od startu słychać doskonałą produkcję albumu, gdzie dokładnie słychać dosłownie każdą miotełkę na perkusji. Warto się wsłuchać również w grę Pana generała, bowiem słychać, że potrafi działać nie tylko w Wojsku polskim, ale i również na basie. Płynnie przechodzimy do drugiej kompozycji, którą jest zarazem kompozycją promującą album. „Nowy rozdział” z początku kojarzy mi się z utworem „Bramy świata” rzeszowskiego Monstrum („Za horyzontem ciszy”, 2004). W przypadku Turbo tu jest ciężej, szybciej, zadziorniej. Bobkowski młóci tutaj, aż miło. W tej kompozycji jest wszystko, czego trzeba, melodyjny refren, są tutaj także doskonałe partie Tomka Struszczyka. Muszę stwierdzić, że jego głos przez kilka lat znacznie się obniżył i nabrał fajnej chrypy, dzięki czemu czuć ten rockowy pazur. Ta kompozycja pokazuje, że nie trzeba odcinać kuponów dawnej rockowej sławy w dziwnych talent showach. Wystarczy napisać świetny utwór i maszyna sama się będzie kręcić. Gość numer dwa?
Proszę bardzo. Piotr Cudowski wystąpi we „Wszystko wszędzie woła więcej”. Dopiero tutaj w tym perfekcyjnie nagranym albumie słychać, jak blisko wokalne jabłko spadło z jabłoni. Oj, będą tutaj momenty, kiedy można się pogubić, czy to śpiewa Piotr, czy Krzysztof… A zaczynamy od fajnego basu, który napędza rytm, Z czasem dołączają gitary. I nieco zwalniają tempo, ale dzięki temu robi się ciężej. Są to mądre podwaliny, pod to co się dzieje później, ponieważ Piotr śpiewa tutaj na przemian z Tomkiem. Ten numer w fajny sposób rozjeżdża słuchacza niczym czołg, a kiedy się wydaje, że jest już się wgniecionym w ziemię, zostaje dodatkowo rozjechany za sprawą gitar i fajną gra perkusji.
Z kolejną kompozycją, jaką jest „Łotr” mam pewien problem. Wydaje mi się, że do tego worka zostało wrzucone zbyt dużo. Oto bowiem zaczynamy od riffu, który spokojnie mógłby wykonywać Halford ze swym Fight. Z czasem robi się nieco szybciej, ale i bardziej wgniatająco. O ile zwrotka nie bardzo mi jakoś odpowiada, o tyle refren kojarzy mi się z pewnym Romanem. Mamy tutaj klimaty około black-metalowe, jednak środek stanowiący melorecytację, cóż jednoznacznie kojarzącym z Michałem Wiśniewskim w ichtrojowym „S.O.S” („ITI Cd.”, 1997). Kompozycję wieńczy jeszcze akustyczna gitara z dość łagodnym jak na tę kompozycję śpiewem.
Pierwszą część albumu zamyka „Przyjdź do mnie”. Tutaj już wszystko gra tak jak należy. Co prawda mamy tutaj hard-rockowe granie, lecz z pazurem, znów doskonałą robotę robi tutaj perkusja, która wraz z basem sprawia, że mimowolnie słuchacz kiwa rytmicznie głową. Interesująco jest także, podczas „rozmówek” pomiędzy gitarzystami. Co ważne nie jest to pierwsza ani ostatnia taka bitewka pomiędzy panami. Za każdym razem jednak słucha się ich wybornie i trudno orzec, który lepszy. Nie mogąc rozwiązać tego dylematu przechodzę do cyfry sześć na płycie.
„Magnetyczny sen” rozpoczyna riff, jakby go napisała grupa pokroju Saxon. Mamy tutaj nieco wolniejsze tempo, ale w żadnym wypadku nie ma mowy o balladzie. Jest ciekawie, melodyjnie, choć w trakcie solówki robi się troszkę nijako. Mam wrażenie, że ta część została wyjęta, jakby z innej kompozycji. Z każdą sekundą zespół odchodzi od pierwotnego riffu, jakby, zapominając o nim. I kiedy jest cień szansy, że kompozycja pobiegnie dalej w sobie znanym kierunku, grupa (a może producent?) postanawia powrócić do riffu głównego. Nie wiem czy nie lepszym zabiegiem byłoby zbudowanie solidniejszych fundamentów dla tej części w środku. A tak słuchacz otrzymuje dwie zupełnie niepasujące do siebie kompozycje.
Siódmy w kolejności na płycie jest utwór „Zawrót głowy”. Tutaj brzmi już wszystko, tak jak być powinno. Z początku pojawia powolny, marszowy, wgniatający w ziemię riff. Z czasem jednak rozpędza się on niczym kolejka górska. Bardzo mi się podoba refren, w którym wokalista śpiewa falsetem (natychmiast pojawią się skojarzenia Halford, Scheepers, mnie jednak kojarzyć się będzie z wokalistą włoskiego Centurion – Roberto Cencim). I tutaj nie ma już zwolnienia tempa, biegniemy czy wręcz jedziemy na łeb na szyję bez jakiejkolwiek trzymanki. Niewątpliwie jest to jednak z najlepszych i najszybszych numerów na płycie. I równie szybko przelatujemy dalej.
„Na dno” kontynuuje swoją szarżę, ciężką i motoryczną. Jednak to, co stanowi moc tego numeru to świetny wokal. Z początku trochę zmęczony i pogardliwy, a czasem robi się fajnie melodyjny. Aż ma się kroczyć w rytm gitary po ulicy i pokazując palcem krzyczeć „Na dno” niczym jakiś Cezar. Warto zaznaczyć, że wracamy już do odpowiedniego poziomu solówek i gitarowych rozmówek. Bardzo dobrze brzmi w tle gitara rytmiczna. W mojej prywatnym rankingu ta kompozycja bije się o miano najlepszej z „Nowym rozdziałem”.
W kompozycji „Do domu” zaśpiewa jeszcze jeden gość Wcześniej był Piotr, a teraz za mikrofonem stanie jego brat – Wojtek Cugowski. I co ciekawe fragmenty, w których on zabiera głos są tymi najciekawszymi. Sama kompozycja, choć dobra, dzieje się w niej sporo, ale mam wrażenie chyba najlepsze już za nami na tej płycie. Choć z drugiej strony jest to wciąż bardzo dobre i efektowne granie. Powoli nadchodzi czas by żegnać się z tą płytą. Na liście zostały dwa ostatnie tytuły
Tak więc przedostatnim jest „Zwyczajnie nie”. Jest to drugi singlowy utwór. Co ciekawe, gdy po raz pierwszy go usłyszałem nie wywarł na mnie aż takiego wrażenia jak pierwszy singiel tego krążka. A jak będzie tym razem, kiedy utwór jest już na pełnoprawnej płycie?
I tym razem mam spory problem z tą kompozycją, ponieważ, o ile początek jest dla mnie zupełnie zbędny, to najciekawiej się robi wtedy, gdy tempo znacznie przyspiesza. Wokal przypomina mi cyrkową, prześmiewczą melodyjkę, lecz grają i śpiewaną na metalowo. I to niestety jest jedyny fajny fragment w tej kompozycji. Przejdę więc do ostatniego, którą jest miniaturka „Spokojny”.
I jest to jedyny powolny utwór, który w niesamowicie przeszywający sposób zamyka album i równocześnie fajnie spina w klamrę całość. Warto się wsłuchać w tekst. Pojawią się ciarki na rękach. Gdy tak magicznie milkną ostatnie echa Blizn, tym razem już na spokojnie układam sobie emocje i wrażenia. I jestem w kropce, ponieważ z jednej strony jest dobry, solidny album. Potężnie nagrany, z doskonałym dźwiękiem. Z drugiej jednak strony w ciągu kolejnych mocnych kompozycji brakuje chwili oddechu. Przez co album, gdy się go słucha w całości może męczyć, choć każdy utwór na swój sposób jest dobry i bardzo dobry (z małymi wyjątkami słabszymi). Z innej strony wciąż mało jest tak nowocześnie grających metal zespołów. Czy będzie to płyta roku? Hmm, Niewątpliwie zajmie wysoko miejsce, ale czas pokaże. Niemniej jest to płyta warta polecenia.
7,5/10
Mariusz Fabin