CD 1
1. Fabryka keksów
2. Dorosłe dzieci
3. Pozorne życie
4. W sobie
5. Coraz mniej
6. Smak ciszy
7. Cały czas uczą nas
8. Jaki był ten dzień
9. Wszystko będzie ok
10. Słowa pełne słów
11. Lęk
12. Człowiek i Bóg
13. Na skrzydłach nut
14. Epilog
CD 2
1. Szalony Ikar
2. Już nie z tobą
3. Kawaleria szatana I
4. Kawaleria szatana II
5. Żołnierz fortuny
6. Wybacz wszystkim wrogom
7. Bramy galaktyk
8. Ostatni wojownik
9. Strażnik światła
10. Na progu życia
11. Noc już woła
12. This War Machine
13. Może tylko płynie czas
Rok wydania: 2020
Wydawca: Metal Mind Productions
https://www.facebook.com/Turbo.Band.official
Spośród wszystkich zespołów reprezentujących tę tzw. „Stajnię Dziubińskiego” Turbo na zawsze będzie miało szczególne miejsce w moim sercu, ponieważ poznałem je najwcześniej. Choć dziś jest mi o wiele bliżej do zespołów takich jak Kat czy Dragon, to co jakiś czas wracam do trzech płyt, które mój Tata miał na winylu, czyli „Smak ciszy”, „Kawaleria Szatana” i „Ostatni wojownik”. Właśnie ukazała się obszerna, dwudyskowa kompilacja twórczości zespołu z okazji jubileuszu 40-lecia jego istnienia.
Przyznam szczerze, że o ile zazwyczaj o wiele bardziej cieszy mnie nowy album z premierowym materiałem, tak w przypadku Turbo z mojego punktu widzenia kompilacja zdaje się o wiele lepszym wyborem. Jest tak dlatego, że choć bardzo się starałem i swego czasu katowałem płyty „Strażnik światła” i „Piąty żywioł” bez ustanku w nadziei, że w końcu usłyszę tam stare dobre Turbo, które choć trochę kojarzyłoby mi się z trzema wymienionymi na wstępie tytułami, to jednak ostatecznie mi się to nie udało. Głos Tomasza Struszczyka (swoją drogą bardzo wszechstronnego i uzdolnionego wokalisty) nijak mi po prostu nie pasuje do tej muzyki. Odsłuchanie każdej płyty z jego udziałem do końca to dla mnie po prostu męka. Przeczytałem kiedyś w „Teraz Rocku” relację z koncertu, który Turbo grało na swój poprzedni okrągły jubileusz dziesięć lat wcześniej i jej autor wspomniał tam, że pojawiały się wśród publiczności znamienne głosy skandujące „nie ma Turbo bez Kupczyka!” Cóż, muszę przyznać, że choć to stwierdzenie nie jest tożsame z „nie ma Kata bez Romana!” wśród fanów ekipy z Katowic albowiem płyty Turbo nagrane z Litzą i Radosławem Kaczmarkiem oraz wczesne nagrania z Wojciechem Sowulą i Piotrem Krystkiem trzymają poziom, to jednak wcielenie poznańskiej ekipy ze Struszczykiem w składzie to już zdecydowanie nie to.
Pierwszy dysk otwiera jedyny w tym zestawie utwór pochodzący z najwcześniejszego okresu działalności (czyli sprzed debiutanckiego albumu „Dorosłe dzieci”), „Fabryka keksów” – cover z repertuaru zespołu Dzikie Dziecko, którego trzon stanowili Zbigniew Hołdys i Romuald Czystaw, będący jednocześnie autorami kawałka. Jest to niewątpliwie popis wspomnianego Piotra Krystka, zmarłego niestety w 2012 roku drugiego w kolejności wokalisty Turbo. Przy układaniu tracklisty na składance stosunkowo logicznym jest rozpoczęcie od najstarszego (lub jednego z najstarszych) utworu. Przejmująca, ponad dziesięciominutowa ballada nie jest w tym przypadku dobrym wyborem. I tu należy wytknąć pierwszą poważną wadę „Greatest Hits” – brak na niej jakiegokolwiek śladu po pierwszym składzie, który oprócz przewodniczącego zespołowi gitarzysty Wojciecha Hoffmanna obejmował faktycznego założyciela Turbo, basistę Henryka Tomczaka oraz perkusistę Wojciecha Aniołę i wokalistę Wojciecha Sowulę. Zdecydowanie lepszym „otwieraczem” byłby pochodzący z pierwszego singla grupy utwór „W środku tej ciszy” – ostry, rockowy czad firmowany właśnie przez tą konfigurację personalną.
Następnie skaczemy do kolejnego etapu kariery muzyków, czyli genialnej debiutanckiej płyty, która choć nie jest tak odległa w czasie od nagrań wspomnianych powyżej to jednak dla muzyki zespołu był to skok o całe lata świetlne do przodu: Turbo, z którego ostali się tylko Hoffmann i Anioła, zasileni w końcu przez Grzegorza Kupczyka za mikrofonem oraz równie istotnych drugiego gitarzystę Andrzeja Łysowa i 16-letniego wówczas basistę Piotra Przybylskiego w 1983 roku nagrało płytę w każdym calu wybitną. Trochę drażni wyciągnięcie z niej czterech utworów i zespolenie ich z pięcioma (czyli jakby nie patrzeć połową płyty) ze „Smaku ciszy”, który to album stanowi oddzielną muzyczną historię (tak, to ten słynny „okres błędów i wypaczeń”). Słuchanie tego krążka w całości w wieku zaledwie kilku lat z winylowej płyty wwierciło się w mój umysł na tyle mocno, że gdy teraz słyszę zaledwie połowę albumu i to w zmienionej kolejności to jednak budzi to we mnie pewien niesmak. Na plus można tu jednak dodać, że wybrano zdecydowanie najlepsze utwory z obu płyt z kultowymi „Dorosłymi dziećmi” i „Jaki był ten dzień?” na czele oraz wtórującymi im „Pozornym życiem” i „Wszystko będzie O.K.”. Pierwszy krążek w jubileuszowym zestawie wieńczą upchane trochę na siłę utwory z trzech pierwszych albumów po reaktywacji (po jednym z każdego). Średniawy „Lęk” z przeciętnej płyty „Awatar” to wg mnie zapychacz. Jeśli już chcieli objąć ten album w tym zestawie, powinni moim zdaniem sięgnąć po „Upiora w operze” lub „Embrion”, to zdecydowanie lepsze utwory. „Człowiek i Bóg” z „Tożsamości” to już o wiele bardziej rasowe granie, choć i tu widziałbym bardziej „Legendę Thora” lub „Paranoję”. Ale należy zwrócić uwagę, że spośród wszystkich płyt od 2001 roku to właśnie „Tożsamość” zasługuje na największą uwagę. Dobrze, że grupa nie zapomniała o tym etapie kariery. „Na skrzydłach nut”, pierwszy ze Struszczykiem utwór w tym zestawie to właśnie esencja tego wcielenia Turbo, za którym nie przepadam. Niby wszystko się zgadza, brzmi profesjonalnie i rasowo, no ale kurde to nie brzmi jak Turbo, które znam. Jak już wspomniałem, usiłowałem, próbowałem, ale niestety nic z tego. Nie siedzi mi to i raczej nie siądzie. Ładnie natomiast prezentuje się „Epilog”, instrumentalna kompozycja, również ze „Strażnika światła”, która sprawdza się w swojej roli tak tam jak i tu.
Drugą płytę w zestawie rozpoczynają „Szalony Ikar” i „Już nie z tobą”, czyli jeszcze po jednym kawałku odpowiednio z „Dorosłych dzieci” i „Smaku ciszy”. Zarówno jeden jak i drugi są najbardziej dynamicznymi utworami na swoich płytach, więc umieszczenie ich obok siebie procentuje. Stanowią fajne preludium do wyboru utworów z trzeciej płyty Turbo – słynnej „Kawalerii Szatana”. I tu zaskoczenie: choć przekatowałem „Kawalerię…” nie mniej srogo niż „Smak…” to jednak obecność zaledwie 5 z 9 utworów, ponownie w zmienionej kolejności nie razi tu aż tak jak w przypadku utworów z dwójki na dysku pierwszym. Powiem nawet, że obie części utworu tytułowego obok siebie to zabieg zaskakująco trafiony. Następna płyta, „Ostatni wojownik” została potraktowana po macoszemu – reprezentuje ją tylko utwór tytułowy. Jak niczego innego, zdecydowanie brakuje w tym miejscu „Seansu z wampirem”. I to na tyle, jeżeli chodzi o stare Turbo, ponieważ płyty „Epidemie”, „Dead End” i „One Way” zostały na „Greatest Hits” pominięte bez śladu. Zostało jeszcze 5 kolejnych utworów z Tomaszem Struszczykiem za mikrofonem. „Strażnik światła” to koszmar. Hoffmann zawsze podążał za światowymi trendami zamiast skupić się na poszukiwaniu własnego stylu, a ten numer to zdecydowane przegięcie. Taka power metalowa papka z okrutnie drażniącym słodkawym refrenem. Naprawdę dobrą robotę (w końcu!) robi „Na progu życia”. To chyba jedyny utwór tego wcielenia poznańskiej legendy, który w pełni mi się podoba i do którego wracam. Energiczny, mocny riff, przekonujący tekst, no aż chce się podskakiwać i pogować. Zaraz potem jednak wraca słodkawy power metal w postaci „Noc już woła” oraz dwóch utworów w oryginale zamykających ostatnią jak dotąd premierową płytę Turbo, „Piąty żywioł”. No nie gra mi to, no nie i już.
Podsumowując, czy ta składanka jest dobra dla kogoś, kto dopiero chce zacząć swoją przygodę z zespołem? Zdecydowanie nie. Jeśli naprawdę chcesz doświadczyć fenomenu Turbo w pigułce, odsyłam do kompilacji „1980-1990”, która po pierwsze uwzględnia wszystko co z dyskografii grupy powinno być uwzględnione, czyli wczesne utwory z Sowulą i Krystkiem, sztandarowe numery z kultowych płyt oraz kawałki będące wizytówkami tych mniej znanych albumów, np. „Barbaric Justice” z „Dead End”. Uważam też, że zdecydowanie lepszym posunięciem ze strony Metal Mindu byłoby wznowienie właśnie tego wydawnictwa, np. w wersji deluxe z drugim dyskiem zawierającym nagrania z „One Way” no i na upartego okres ze Struszczykiem. No ale skoro chłopaki z Turbo chcieli mieć nowość na 40-lecie (z przerwami) swojej działalności – w porządku.
6/10
Patryk Pawelec