TRZY KORONY, KRZYSZTOF KLENCZON – (Nie) przejdziemy do historii

1. Nie przejdziemy do historii
2. Kronika podróży, czyli ciuchcią w nieznane
3. Ludzie wśród ludzi
4. Śmigła Diana
5. Nie ma cię w moim śnie
6. Dziesięć w skali Beauforta
7. Port
8. Czyjaś dziewczyna
9. Retrospekcja
10. Statek widmo
11. Pożegnanie z gitarą
12. Korona
13. Popatrz prawdzie w oczy
14. Droga pełna słońca

Rok wydania: 2011
Wydawca: Polskie Radio



„Ta płyta jest inna – pokazuje to, co u Krzysztofa Klenczona było najlepsze i najciekawsze – talent rockmana, miłość do rocka. Rewolucja w muzyce rockowej, która wybuchła w 1970 roku, zainspirowała Krzysztofa Klenczona, kompozytora popowych przebojów do rozpoczęcia dwuletniego rejsu po wzburzonym morzu rocka. Nowe zainteresowania muzyczne spowodowały, ze dobrał do swojego zespołu młodych muzyków, grających inaczej niż big beatowe Czerwone Gitary. Z Trzema Koronami wypłynął pełną parą na wody polskiego rocka” – można przeczytać w oficjalnej reklamówce najnowszej składanki Krzysztofa Klenczona i grupy Trzy Korony, wydanej dla uczczenia 30 rocznicy śmierci Artysty.

Eh…nie wiem kto pisał owe słowa, jednak albo nie posłuchał uważnie tego materiału, albo postanowił zaklinać rzeczywistość. Popatrzmy kto i jakie albumy wydał na Zachodzie w 1970 roku: Led Zeppelin – III z „Immigrant Song” i „Since I’ve Been Lovin’ You”, Black Sabbath w ciągu kilku miesięcy dał światu dał debiut z „N.I.B” oraz „Paranoid” z ponadczasowymi „Iron Man” i „War Pigs”, Deep Purple „In Rock” z genialnym „Child In Time”, Pink Floyd zaproponował nowatorski, eksperymentalny „Atom Heart Mother”, Rolling Stones chwilowo studyjnie milczał, ale w 1971 roku nagrał genialny „Sticky Fingers”. Żeby nie szukać nad Tamizą: w Polsce w 1970 roku byliśmy już po albumach „Na drugim brzegu tęczy” i „70a” Breakoutu” oraz po Niemen Enigmatic z „Bema pamięci…”, które wywróciły do góry nogami zgrzebny światek bezpiecznego, gomułkowskiego big beatu. Jak ma się do tego Klenczon ze swoimi Trzema Koronami? Otóż niestety nijak…

Ta składanka pokazuje dobitnie że ten wyjątkowo zdolny i bardzo zasłużony dla polskiej muzyki rozrywkowej Artysta, bezsprzecznie mający talent do układania chwytliwych piosenek, twórca wielu rodzimych evergreenów nie był rockmanem z krwi i kości, po prostu nie czuł tej stylistyki. Weźmy chociażby sztandarowe „Nie przejdziemy do historii” – owszem w zwrotkach pobrzmiewa sporo z Hendrixa. Cóż z tego jednak, skoro w refrenach mamy koszmarną, biesiadną przyśpiewkę, która niweczy całość. Znamienne, że dopiero Marek Piekarczyk na solowej płycie „Źródło” potrafił zrobić z tej kompozycji rasowy rockowy numer. Klenczon – mimo zmiany szyldu i ówczesnym odważnym deklaracjom medialnym – mentalnie i artystycznie pozostał w Czerwonych Gitarach, w epoce big beatu. Żadnej „rockowej rewolucji” tutaj nie uświadczymy, co najwyżej rockowe ozdobniki do przebojowych, częstokroć rzewnych melodii („Retrospekcja”, „Ludzie wśród ludzi”) i błahych, choć sympatycznych tekstów („Port”, „Dziesięć w skali Beauforta”)…

Gwoli sprawiedliwości: prawdziwie rockowy pazur Trzy Korony pokazują na tej składance raz – w blisko siedmiominutowym, instrumentalnym kawałku „Korona”. Aha, coś z twórczości Deep Purple rezonuje w „Drodze pełnej słońca” – jednej z dwóch, wygrzebanych z archiwum kompozycji, w których do oryginalnych partii wokalnych Klenczona dodano nowe podkłady (manewr a la „Free Bird” i „Real Love” Beatlesów).
Żeby nie było wątpliwości: nigdy nie byłem fanem Klenczona, ale doceniam jego wkład w polski show business. Jednak stawianie Go w jednym szeregu z rockowymi rewolucjonistami, czy buntownikami to przesada… A po ten album warto sięgnąć, chociażby dla wędrówki w czasie, do epoki zgrzebnej PRL-owskiej rozrywki. I dla paru fajnych przebojów też…

(gwiazdek składankom wolałbym nie przyznawać)

Robert Dłucik

Dodaj komentarz