1. Ignition (Intro)
2. Driven
3. Human Condition
4. Death Of Jane Doe
5. Marionette
6. The Road Less Travelled
7. The Anger And The Silent Remorse
8. Watcher
9. 21
10. Worlds Apart
11. The Last Haven (Outro)
Rok wydania: 2010
Wydawca: AFM Records
http://www.myspace.com/triosphere
Triosphere to kolejna utalentowana grupa ze Skandynawii, a dokładniej z Norwegii. Tworzoną przez nich muzykę można określić mianem melodyjnego progmetalu i niby nie było w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że za mikrofonem stoi kobieta. Co najważniejsze nie jest to następny klon Tarji Turunen, ani kolejna gotycka „wyjąca diva”. Ida Haukland oprócz tego, że wprawnie posługuje się basem, dodatkowo dysponuje niezwykle mocnym i wyrazistym głosem. Ten aspekt wyróżnia Triosphere spośród licznej konkurencji.
Tak na marginesie niewiele jest śpiewających niewiast, które potrafią się odnaleźć
w ostrzejszej muzyce. Do tych bardziej znanych należą: Sylwia Papierska (The No-Mads), Angela Gossow (Arch Enemy), czy heavy metalowa Doro Pesch. Właśnie z tą ostatnią można porównać Idę Haukland. Jej barwa mimo pewnych różnic dość mocno przypomina niemiecką wokalistkę. Przyznam, że na wstępie myślałem, że to facet (kiedyś słuchając Rush miałem odwrotną sytuację :)).
Wydawnictwo rozpoczyna instrumentalne intro pokazujące ułamek niebanalnych możliwości zespołu. Po dwóch minutach mnogo przeplatających się motywów Triosphere prezentuje się w pełnej okazałości. Do „gęstego” instrumentarium dochodzi charyzmatyczny wokal Idy. Jej partie wypadają naprawdę urokliwie, a dodatkowym atutem są pomysłowe i przede wszystkim melodyjne linie wokalne. Jej głosu słucha się z przyjemnością, a tak na marginesie przyznam – w tym zespole nie widziałbym innego wokalisty!
Poza wprawną wokalistką grupa może się poszczycić świetnymi umiejętnościami kompozytorskimi, jak również dobrymi muzykami, bo bez nich zrealizowanie takiego materiału byłoby raczej niemożliwe. Takie zestawienie przyczyniło się do powstania bardzo atrakcyjnej muzyki, co słychać choćby w „Driven”, „Human Condition”, czy utworze tytułowym. Kompozycje posiadają rozbudowane struktury i przemyślane rozwiązania aranżacyjne. Mimo bogactwa wszelkich motywów, również improwizacji instrumentalnych – płyta brzmi czytelnie i spójnie. Nie można jednak powiedzieć, że poszczególne utwory tworzą jedną „papkę”. Wyróżnia je nie tylko sama muzyka, ale również charakterystyczne linie wokalne, które w każdym utworze brzmią inaczej.
Ciekawie wypadają solówki gitarowe jak również podkłady, na których się opierają. Czuć, że również i w tej materii wszystko zostało skrupulatnie rozważone. W ogóle poszczególne przejścia i zmiany są przeprowadzone w sposób płynny nie narażając słuchacza na przysłowiowy szok. „The Road Less Travelled” wypada naturalnie i ciekawie, a już od pierwszych taktów muzyka przyciąga i zachęca do dalszego słuchania.
Ta płyta nie jest zwitkiem na siłę wykrzesanych pomysłów o zawiłej strukturze. Tutaj wszystko się zgadza i pasuje do siebie jak elementy rozbudowanej układanki. Płyta może przypaść do gustu wielu osobom, zarówno fanom melodic, power, czy progmetalu.
A obecność wokalistki niech nikogo nie zraża – w tym przypadku jest ona atutem.
8,5/10
Marcin Magiera