TRANSATLANTIC – 2014 – Kalejdoscope

1. Into The Blue (25:13)
2. Shine (7:28)
3. Black As the Sky (6:45)
4. Beyond The Sun (4:31)
5. Kaleidoscope (31:53)

CD2 (Bonus CD on special edition):
1. And You And I (Yes cover) (10:45)
2. Can’t Get It Out Of My Head (ELO cover) (4:46)
3. Conquistador (Procol Harum cover) (4:13)
4. Goodbye Yellow Brick Road (Elton John) (3:20)
5. Tin Soldier (Small Faces cover) (3:22)
6. Sylvia (Focus cover) (3:49)
7. Indiscipline (King Crimson cover) (4:45)
8. Nights In White Satin (The Moody Blues cover) (6:13)

Rok wydania: 2014
Wydawca: Inside Out
http://www.transatlanticweb.com


Transatlantycka wielka czwórka progresywnej muzy: Neal Morse, Roine Stolt, Pete Trewavas i Mike Portnoy nie spotyka się co roku, nie zalewają rynku muzycznego potokiem nowego materiału ale kiedy się już zbiorą się do kupy aby zlepić nowy muzyczny materiał możemy być raczej pewni – rarytas gwarantowany!

Od poprzedniej płyty „The Whirlwind” minęło już prawie pięć lat (czas szybko płynie, a pamiętam ich koncert w poznańskie Arenie, promujący tamten album, jakby to było wczoraj!). Tymczasem nakładem Inside Out na na rynku ukazała się kolejna porcja transatlantyckich dźwięków.

Muzyczna zawartość najnowszej płyty nie odkrywa nowych muzycznych horyzontów, ale chyba nikt od tej wytrawnej progresywnej, międzynarodowej supergrupy tego nie oczekuje. Jest to doprawdy swoisty muzyczny kalejdoskop, łączący to co najlepsze w stylistyce w jakiej obracają się (bądź obracali się) muzycy na co dzień. Znajdziemy tam więc sporo z estetyki Spock’s Beard czy solowych dokonań Neala Morse’a, znajdziemy echa The Flower Kings, Marillion a także wyraźny ukłon w stronę progresywnych dokonań Yes, Genesis, King Crimson, ELP, a nawet The Beatles. No i muszę stwierdzić, że ze wszystkich muzycznych produkcji, jakie uświetnił swoim perkusyjnym kunsztem Mike Portnoy (a było ich ostatnimi czasy dosyć sporo) to właśnie jego gra na pokładzie transatlantyckiego sterowca przekonuje chyba najbardziej.
Budowa płyty przypomina nieco mecz piłki ręcznej bądź jakiegoś futsala. Mamy dwie zasadnicze, trwające po pół godziny części („Into The Blue” i „Kaleidoscope”) a pewnym przerywnikiem między nimi (jakby przerwa dla złapania oddechu) są trzy krótsze, mniej złożone kompozycje. W przerwie meczu pojawia się: blask („Shine”) – wyjątkowej urody ballada, jest niebo („Black As the Sky”) – zdecydowanie bardziej energetyczna kompozycja, oraz słońce („Beyond The Sun”) – podobnie jak „Shine”, spokojniejsza balladowa perełka. Po tak odżywczych przerywnikach można przejść do 30- to minutowej rundy zasadniczej, tytułowego „Kalejdoscope”. Tam akcja dzieje się naprawdę szybko, zwłaszcza w pierwszej fazie. Mimo złożoności muzyki i dużym jej usymfonicznieniu jest ona nad wyraz łatwo przyswajalna, nie męczy skomplikowanymi frazami, nie przytłacza, rozwija się bardzo naturalnie, po prostu płynie i tak właściwie mogłaby się nie kończyć!
Kalejdoscope, podobnie jak poprzednie płyty tego znamienitego projektu, to po prostu kawał solidnego, symfonicznego prog rocka, mimo że wszystko to gdzieś już wybrzmiewało w nowej konfiguracji słucha się z zapartym tchem!

Jako bonus otrzymujemy drugi krążek, który również jest nie lada gratką. Na nim muzycy zarejestrowali własne wersje znanych i lubianych kompozycji, takich klasycznych zespołów jak Yes, ELO, Procol Harum, Eltona Johna, Small Faces, Focus, King Crimson i The Moody Blues.

8,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz