TOXIC SMILE – 2013 – 7

1. From Inside Out
2. Barfeooted Man
3. Needless
4. Love Without Creation
5. Rayless Sun
6. King of Nowhere
7. Afterglow


Rok wydania: 2013
Wydawca: Progressive Promotion Records
http://www.toxic-smile.de



To nie jest mój pierwszy kontakt z grupą Toxic Smile, ale o ile pierwsze przesłuchanie nowej płyty pozostawiło przekonanie o wyższości poprzednich nagrań, tak już kolejne obcowania z materiałem sprawiły że krążek zaczął mi się bardzo podobać.
Nie dotyczy to jedynie kilku świetnych motywów, czy też dwóch lub trzech kapitalnych kawałków. Nowa płyta jest w pewnym sensie bardziej złożona. Ale paradoksalnie nie o mnogość motywów mi chodzi. Raczej o to w jaki sposób wpływa na odbiorcę.
Toxic Smile należy do tych niewielu zespołów które całkiem zgrabnie poruszają się na granicy progresywnego metalu i rocka. Owszem czerpiąc ze wzorców, ale też w tej fuzji znajdując i budując konsekwentnie własną stylistykę.

Co do różnic, w stosunku do wcześniejszych płyt, to zdecydowanie na plus zmienił sie głos wokalisty. Jego barwa stała sie nieco bardziej matowa, przez co przywodzi mi może na myśl choćby Steve’a Walsha… Porównanie muzyki Niemców do wielkich grup gatunku nie byłoby ujmą, aczkolwiek zasadne będzie aby słuchacz wyłapał je sam. Są tak nieskrepowane i oczywiste że aż szczere. I przyznam że to mi się tu podoba. Kilka klawiszowych motywów jest brzmieniowo bliskich zapożyczeniu ale kontekst ich użycia stawia zespół w oczach słuchacza na dość dobrej pozycji.

Do konkretów. Nie do końca przepadam za motywem saksofonu w utworze czwartym, poza tym niektóre kawałki zostały rozbudowane o dwa, trzy patenty za dużo…
Ale to raczej takie luźnie uwagi niż zarzuty, bo na drugiej stronie szali postawie świetne utwory jak „Barefooted man” czy „Rayless sun”. Blisko drugiej kategorii jest w moim odczuciu utwór tytułowy.
Siedem kawałków zawartych na krążku wypełnia oczekiwania słuchacza i wydaje się pełnią. Tworem skończonym, ani za krótkim ani za długim. Nawet motywy, które uważam za nadmiarowe dodają utworom i całej płycie pewnej odmiany… Cóż album może trochę szarpać emocjami.

Dochodzi też pewna tajemnica czy też niedopowiedzenie. Jaki jest właściwie tytuł albumu? Nawet zanim widziałem podpowiedzi w sieci miałem trzy teorie. Lubię się ich trzymać i stosować na zmianę. Zatem jako tytuł traktuję symbol obecny na okładce i zastępujący cyfrę, następnie jej odpowiednik arabski czyli „7”, oraz sam tytuł utworu ostatniego czyli „Afterglow”…

Tak czy inaczej uważam, że to najlepszy album Toxic Smile, nawet jeśli za pierwszym odsłuchem tego mi nie przyznacie. A i w konfrontacji z zeszłorocznych produkcjami wychodzi z podniesionym czołem. To bardzo dobra płyta, zdecydowanie warta atencji. Zwróćcie na nią uwagę jeśli lubicie melodyjne zmienne granie.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz