TOXIC SMILE – 2011 – I’m Your Saviour

1 Liquid Wall
2 The Change
3 The Abyss
4 Hidden Brand
5 Walked By Fear
6 Endless Cycle
7 Pride and Joy
8 Poles Apart
9 I’m Your Saviour

Rok Wydania: 2011
Wydawca: Progressive Promotion Records
http://www.myspace.com/toxicsmile


Gdyby tak opierać się na ulotce promocyjnej (co zresztą robiłem podczas pierwszych przesłuchań) można poczuć się zawiedzionym, albo nawet zdenerwować. Toxic Smile ma tyle wspólnego z Dream Theater czy Symphony x co biedronka z ptaszkiem… oba zwierzątka mają nóżki i skrzydełka i oba są w nazwach supermarketów… Poza tym jeden „motyw” wiosny nie czyni.
Ale dobra pierwsze wrażenie i zawód odchodzą po kolejnym przesłuchaniu i kolejnemu przeczytaniu zapowiedzi wytwórni – okazuje się, ze każdy wyłapie to co chce wyłapać, więc wśród wpływów wyczytamy Yes, Spock’s Beard i Pain of Salvation – i tu już bardziej bym się zgodził. Później jeszcze chwila refleksji po przeczytaniu bio – jak to zespół odnosił spektakularne sukcesy w Azji… by po latach powrócić nowym albumem nakładem Progressive Promotion Records.

Przejdźmy jednak do muzyki zawartej na albumie „I’m your savior”. Mimo pewnej ilości metalowych riffów, ja przyrównywałbym Toxic Smile raczej do zespołów oscylujących w muzyce prog rockowej. Matowy głos Larrego B. przypominać może miks wokalu Boba Catleya z Markiem Coltonem.
Bardzo duże pole do popisu ma na płycie klawiszowiec, a to za sprawą ciekawych progresywnych klawiszowych galopad, innym razem dzięki ciepłym hammondom w tłach czy dźwiękom pianina. Klawisze jednak bardzo umiejętnie wplecione są całokształt – i nie dominują nad albumem. Słychać tu doskonale soczystą sekcję, z ciepłym basem czy też bardziej przestrzenne dźwięki semiakustycznych gitar. Zresztą motywów pianino plus akustyczna gitara znajdziemy na płycie więcej i powiedzieć trzeba, że brzmią przyjemnie i niebanalnie – uniknięto przy tym efektu przesłodzenia, zwłaszcza kiedy w całość wpleciony jest solowa partia basu jak w „Walked by fear”.
Brzmieniowo zatem najwyższa półka – i tu owszem skojarzenia z Yes i POS jak najbardziej na miejscu.
Z biegiem albumu i z pojawianiem się delikatnych motywów orkiestracji Toxic Smile przywodzi mi na myśl również manierę mieszania metalu z prog rockiem charakterystyczną dla projektów Daniela Floresa (Mind’s Eye czy Xsavior) – tym bardziej, że takie wrażenie sprawia także spokojniejszy „Pride and Joy”.

Umieszczenie najdłuższego utworu na początku wydaje się za to strategicznie nieprzemyślane . Przydługi wstęp i jedna z najbardziej nijakich linii melodycznych na albumie nie wzmaga pozytywnego odbioru podczas pierwszego przesłuchania.
Jeśli chodzi o pierwszy kontakt z płytą – skrytykuję też okładkę – może i jest jakoś artystycznie uzasadniona, ale wrażenia nie robi kompletnie.
Jako najjaśniejszy punkt albumu wskażę „Hidden Brand” świetny spokojniejszy, ale i bardziej rozbudowany utwór, od niego wydaje mi się, że płyta się rozkręca – kolejne utwory wydają się coraz bardziej ciekawe i wciągające.
Wydaje się zatem, że „I’m your savior” to album, któremu jeśli nie chwyci za pierwszym podejściem powinno dać się kolejną szansę. Kiedy jego wielowątkowość poukładamy sobie w głowie i posłuchamy kolejny raz z nieco innym podejściem – muzyka ta potrafi się „wkręcić”.
Co nie oznacza od razu, że zawładnie wami do końca. Być może niektóre fragmenty polubicie bardziej niż mniej – za to dzięki pewnemu szerokiemu spektrum stylistycznemu to płyta, która powinna spodobać się także większej liczbie odbiorców.

7/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *