1. Praise the Lowered (6:02)
2. Stand (9:36)
3. Juular (3:46)
4. Planet of the Apes (10:59)
5. Sumeria (6:37)
6. The Mighty Masturbator (16:28)
7. Pandemic (3:29)
8. Deconstruction (9:27)
9. Poltergeist (4:25)
Rok wydania: 2011
Wydawca: Inside Out
http://www.myspace.com/devintownsenddtb
Nie
każdy artysta zdecydował by się na to aby wydać dwa albumy
równocześnie, jest jednak w świecie muzyki pewien ekscentryk, który robi
to nie po raz pierwszy, oczywiście Devin Towsend. W 2009 roku wydał 2
pierwsze części swojej muzycznej tetralogii: „Ki” i „Addicted”, teraz
otrzymujemy jej kontynuację w postaci albumów: „Deconstruction” i
„Ghost”. Płyta rozpoczyna się nad wyraz spokojnie, nieco industrialną kompozycją „Praise The Lowered”. Nic nie zdradza, że za chwilę rozpocznie się prawdziwa townsedowska burza gradowa, już w drugiej fazie tej kompozycji zaczynają się gromadzić burzowe chmury, atmosfera gęstnieje, i rozpoczyna się prawdziwa muzyczna nawałnica! Druga kompozycja, „Stand” swym klimatem przypomina nieco fragment „The Wall”, (właśnie ten z charakterystycznymi maszerującymi młotami!). Wokal coraz bardziej ucieka w stronę growlowych momentów, w tle słychać jakieś demoniczne chóry, a klimat robi się wręcz black metalowy! „Juular”, tutaj panuje pompatyczny, podniosły nastrój z elementami jakiejś makabrycznie brzmiącej, wampirycznej groteski. „Planet of The Apis”, to mroczny, metalowy fragment, z motoryczną, toporną, gitarową ścianą dźwięku, no i jak na Towsenda przystało nieziemsko zakręcony! Kolejny utwór, to niezwykle epicko, pompatycznie brzmiąca „Sumeria”, przypomina swym klimatem nieco szwedzkiego Theriona. Kolej na najdłuższy utwór, 16-to minutowy „The Mighty Masturbator”, to bardzo szalony, nieokiełzany i nieprzewidywalny muzyczny kwadrans. Zaczyna się dość klimatycznie, by po chwili uderzyć z potężną, niezwykle ciężką dawka muzycznych brzmień, po czym przechodzi w iście schizofreniczne, połamane rytmy i szalone rozwiązania dźwiękowe. Pora na najbardziej ekstremalny fragment płyty, mega szybki, bezkompromisowy „Pandemic” , takie ekstremalne metalowe dzięki to dla Towsenda oczywiście nie nowość, podobne rejony muzyczne penetrował już na swych wcześniejszych płytach, np. na „Physicist”. Tytułowy „Deconstruction”, nadal przebiega w mega szybkich rejestrach, naszpikowany jest jednak taką dawką chóralnych partii, orkiestracji, dźwiękowych ozdobników i udziwnień, że wręcz nie sposób nad tym wszystkim nadążyć! W ekstremalnie szybkich klimatach, z pełnymi maestrii zwolnieniami utrzymana jest również ostatnia kompozycja, „Poltergeist”. Mój serdeczny redakcyjny kolega, słuchając tego albumu po raz pierwszy, zrecenzował go jednym wyrazem (na literkę P) 🙂 No cóż, może i ma racje, ale od szaleństwa do geniuszu dzieli zawsze bardzo niewiele. Ja nie mam złudzeń, że jest to interesująca porcja muzycznej furii, jednak zdaję sobie sprawę, że intensywność nagromadzonych dźwięków potrafi autentycznie zmęczyć niewprawionego w towsedsowski, ekscentryczny muzyczny świat, słuchacza. Kto jednak dotrwał do końca tej potężnej, towsendowskiej nawałnicy, niechaj nie boi się sięgnąć po drugą wydaną właśnie przez niego płytę, Ghost. Gwarantuję wam, że przyniesie ona prawdziwe dźwiękowe ukojenie, ale o tym w następnej recenzji. 7/10 Marek Toma |