1. Stage One
2. Cross-Fire
3. Let’s Play (Invisible Insanity)
4. Inside
5. A Song 4U
6. Just Take a Ride
7. Another You
8. Imprisoned Mind
9. My City Game
10. A Perfect Lie (She and I)
Rok wydania: 2011
Wydawca: Mystic Production
Po sześciu długich latach płytowego milczenia przypomina o sobie
małopolski Totem. Zespół, który zwrócił uwagę metalowego podziemia
bardzo obiecującym materiałem „Intro”, potem był nieco inny (czytaj:
cięższy i bardziej nowoczesny) wydany przez Empire album „Day Before The
End”, a później… cisza. Jak się okazało – cisza przed metalową burzą,
rozpętaną bardzo ciekawym krążkiem, jakim bez wątpienia jest „Let’s
Play”. Ten materiał śmiało można pokazać na każdym liczącym się
zagranicznym rynku muzycznym, obciachu nie będzie.
W składzie Totem nastąpiła jedna istotna zmiana: za mikrofonem nie stoi
już Auman (aktualnie Frontside), wszystkie partie wokalne należą do
Wery, jednego z najlepszych kobiecych głosów w metalu (nie tylko na
rodzimym poletku). A teraz już do zawartości „Let’s Play”… „Stage One”
funkcjonował pod roboczym tytułem „Meszuga” i faktycznie – skojarzenia z
Meshugahh są jak najbardziej na miejscu. W ogóle ten materiał zabija
precyzją grania i potęgą dźwięku. Co bardzo ważne: nie nuży słuchacza.
Dużo się tutaj dzieje w poszczególnych utworach: pojawiają się
zwolnienia, łagodniejsze fragmenty. Ale tylko po to by za chwilę jeszcze
bardziej zaatakować odbiorcę porcją hałasu („Cross-Fire”). Kawałki pod
numerem 4 i 5 pokazują dwa odmienne oblicza Wery: „Inside” klimatyczny,
balladowy, z dość chwytliwym refrenem, natomiast w „A Song 4U” nie ma
przebacz, prawie czterominutowa, ostra hardcore’owa jazda (zresztą
kawałek ten na próbach ochrzcili mianem „Siekana” i trudno o lepszy
tytuł). Taki „Another You” do łatwej, lekkiej i przyjemnej muzy też
trudno zaliczyć, w refrenach otrzymujemy wręcz deathmetalowy growl… W
„Imprisoned Mind” również nie mają litości dla uszu odbiorcy (w sensie,
że czad miemiłosierny, a nie że kawałek słaby…). „My City Game”
wprawdzie rozpoczyna się balladowo, ale potem thrashowa młócka rusza na
całego. Najdłuższy kawałek zostawili na finał: ponad sześciominutowy „A
Perfect Lie”, wyróżniający się na płycie nie tylko długością…
Na polskiej scenie metalowej zespołów o (co najmniej) europejskim
formacie działa bez liku. Problem w tym, że odzew na ich płyty i
koncerty jest – delikatnie mówiąc – znikomy, co skutecznie zniechęca je
do kontynuowania działalności. Bo ileż w końcu można dokładać do tego
interesu. Rozumiem: pasja, miłość do muzyki, ale z czegoś rodzinę trzeba
utrzymać i rachunki opłacić… Zatem nic dziwnego, że przerwy między
kolejnymi albumami sięgają sześciu lat. Dobrze, że „Let’s Play” w ogóle
ujrzał światło dzienne, bo znaleźć dziś w Polsce wydawcę jest równie
trudno jak dobrych piłkarzy w Ekstraklasie. Oby tylko nie był to ostatni
sygnał z obozu Totem…
9/10
Robert Dłucik