TORTURE OF HYPOCRISY – RBMK-1000

1. Night Shift Begins
2. Man vs. Technology
3. AZ-5 (feat. MoozE)
4. Unexpected Power Surge
5. Blowout
6. Stench of Death
7. Dispatch Call
8. Fire Containment
9. Evacuation of Pripyat
10. Acute Radiation Syndrome
11. Inside The Reactor
12. Chernobylite

Rok wydania: 2016
Wydawca: –
https://tortureofhypocrisy.bandcamp.com/


26 kwietnia 1986 roku miało miejsce tragiczne wydarzenie, będące jak dotąd największą katastrofą w historii energetyki, a mianowicie wybuch w czarnobylskiej elektrowni jądrowej, którego skutki będą odczuwalne jeszcze przez wiele lat. Co prawda powoli odchodzi ona w zapomnienie, lecz są jeszcze osoby, dla których nadal jest źródłem wielu inspiracji, a tajemnicza i opuszczona zona wzbudza ciekawość i fascynacje.

Temat całkiem niedawno ożył ponownie. W tym roku minęło 30 lat od wspomnianej tragedii, ogłoszono zakończenie projektu „Arka”, a do tego, światło dzienne ujrzał trzeci album dorobku zespołu Torture Of Hypocrisy – „RBMK-1000”. Inspirowany feralnymi wydarzeniami sprzed lat, stanowi ich artystyczną ilustrację, przedstawioną z perspektywy osób biorących w nich udział.

Niewtajemniczonym wyjaśnię, iż tytuł płyty, RBMK-1000 to typ reaktora, który uległ awarii pamiętnej piekielnej nocy i dzięki któremu, wielu z nas musiało łyknąć trochę płynu Lugola. Niestabilny przy małej mocy, w przeciwieństwie do zespołu, który świetnie sobie radzi zarówno w mocnych i dynamicznych utworach, jak i wolniejszych kompozycjach. Robi to na tyle dobrze, że album jest koncepcyjnie spójny i trzyma całkiem niezły, równy poziom przez cały czas jego trwania, przy czym nie jest to bezmyślna nawalanka przez czterdzieści dwie minuty, ale całkiem zmyślnie wykoncypowane kompozycje.

Już sam spis tytułów jest niejako nagłówkowym zapisem przebiegu katastrofy, począwszy od nocnej zmiany w czwartym bloku energetycznym czarnobylskiej elektrowni – będącej jak kasandryczny prolog całego łańcucha wydarzeń, przez nieudany test i eksplozję reaktora nr 4, aż po skutki zniszczenia, które będą odczuwalne jeszcze długi czas. Jednakże to utwory kryjące się za rzeczonymi tytułami opowiadają całą historię. Opowiadają w sposób w miarę zróżnicowany i nie nudny, a przede wszystkim niebanalny. Nie ma tu nieprzemyślanych działań, chaotycznych zagrywek czy wzajemnie niepasujących do siebie utworów. Nie ma tu również przesady i dorabiania na siłę ideologii do odstawiania chałtury jak bywa to w przypadkach koncept albumów. Jak dla mnie – wszystko jest tak jak trzeba. Czuć tu przytłaczający klimat oraz solidne przygotowanie i zaangażowanie muzyków. Trudno było mi przy odsłuchu wyzbyć się pierwszych skojarzeń z brzmieniem Fear Factory, ale po zagłębieniu się w album, swą surowością i ciężarem zdecydowanie bliższy wydaje mi się szwedzkiemu Meshuggah.

Jaki więc jest „RBMK-1000”? Pesymistyczny i posępny niczym Czerwony Las czy opuszczona Prypeć. Ciężki jak konstrukcja nowego sarkofagu Arki. Wymagający od słuchacza skupienia i uwagi by w pełni go docenić. Polecam ten album nie tylko fanom „Stalkera” (zarówno tego komputerowego jak i filmowego z 1979 roku), ale również osobom, które chcą posłuchać dobrego metalowego albumu.

7/10

Robert Cisło

Dodaj komentarz