1. Marvel At My Sins
2. New Age Prophecy
3. Black Storm Will Unfold
4. New Messiah
5. The Descent
6. Path Of The Aghori
7. A Tale Of Lust And Disgust
8. Iconoclast
Rok wydania: 2016
Wydawca: Witching Hour Productions
https://www.facebook.com/thunderwarofficial/
Pod koniec ubiegłego roku – w sam raz na Boże Narodzenie, niczym grom z
jasnego nieba… yyy… tzn. czeluści piekielnych, światło dzienne
ujrz… tzn. przyćmił debiutancki album stołecznego THUNDERWAR. Nie
byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że „Black Storm” to
wydawnictwo naprawdę wyjątkowe, magnetyzujące i to juz przy pierwszym
kontakcie, ale po kolei.
Pierwsza rzecz to genialna majestatyczno – apokaliptyczna okładka,
której już sam widok zachęca do zasmakowania zawartości muzycznej. Jest
to jedna z najlepszych okładek jakie widziałem w ostatnim czasie. Od
razu dodam, że całe opakowanie oraz oprawa graficzna płyty, to
profesjonalizm w najczystszej postaci. Wersja, która posiadam została
zrobiona w podobnym założeniu co ostatni album VADER. W obu przypadkach
wydawca zdecydował się na obfity digipack, w którym oprócz albumu
studyjnego, znalazło się też miejsce na dodatkowe CD (w tym przypadku
jest to EPka „The Birth Of Thunder”) wraz z jego kompletnym bookletem.
Ogólny efekt? Co tu dużo mówić – całość przykuwa uwagę i prezentuje się
wprost wybornie!
Kolejna rzecz to specyficzny wizerunek zespołu; chłopaki wyglądają
niczym żywcem wyjęci z epoki, kiedy to swoje triumfy świętowali
prekursorzy amerykańskiego death metalu przełomu lat 80/90. Najlepsze
jest to, że ich wizerunek, mimo niezaprzeczalnych podobieństw/odniesień,
prezentuje się aktualnie, naturalnie. Podobnie mają się sprawy jeżeli
chodzi o dźwięki. Muzyka THUNDERWAR to kwintesencja klasycznego death
metalu w najlepszym wydaniu. Łączy w sobie zarówno wpływy sceny
europejskiej jak również elementy znamienne dla amerykańskiej szkoły.
Dodatkowe ubarwienie wprowadza skłonność, a może słabość muzyków wobec
tradycyjnego thrash metalu. Znowu w kwestii wokalnej można mówić o
wypadkowej stylu jaki prezentują John Tardy oraz Johnny Hedlund.
Muzycznie odniesień jest znacznie więcej, a źródła inspiracji bogatsze.
Fani stylistyki mogą poczuć nie tylko klimat OBITUARY oraz UNLEASHED,
ale również DEICIDE, VADER czy HYPOCRISY. Najważniejsze, że muzyka
Warszawiaków, mimo niezaprzeczalnych naleciałości ma swój wyjątkowy
charakter, wiarygodny klimat oraz potężną moc rażenia. Kompozycje są
aranżacyjnie poukładane; cechuje je mądre podejście, zdrowy rozsądek,
umiejętność zastosowania wyrazistych środków. Nie ma też mowy o
przesadzie, przekombinowaniu. Muzyka na pewno nie jest infantylna, ma
wyraźnie techniczne usposobienie, ale w ogólnym rozrachunku jest
czytelna, a jej poznanie nie jest drogą przez męki. Nie ma też miejsca
na przypadek; muzyka jest precyzyjna, świadomie ukierunkowana, a przy
tym nie traci werwy i wciąż pozostaje wściekle drapieżna. Sprzyja temu
odpowiednio „ukręcone” brzmienie idealnie pasujące do tego typu muzyki;
(bracia Wiesławscy to marka sama w sobie, wiedzą o co chodzi) jest
odpowiedni ciężar, tłustość i moc. Jednak nic by nie pomogło gdyby nie
warsztat i umiejętności muzyków – panowie znają się na rzeczy, czego
odzwierciedleniem jest właśnie „Black Storm” (ciekawe jak to wygląda na
żywo?). Przyjemne wrażenie robią również gitarowe partie solowe –
solówki są poukładane i daleko im do chaotycznej kanonady
zdezorganizowanych dźwięków wg reguły „byle szybciej i więcej”.
Obok obowiązkowych torpedowych przyspieszeń panowie nie stronią od
monumentalno – miazgowych zwolnień oraz średnich temp, co najlepiej
oddają wolniejszy „The Descent” oraz zamykający całość „Iconoclast” z
ekstremalną gonitwą pod koniec. Dzięki temu materiał nie jest
jednostajny i nużący. THUNDERWAR znają umiar, przez co ich kompozycje są
– jak na ten gatunek – mocno urozmaicone. To sprzyja w ogólnym odbiorze
płyty, która ma w sobie wiele do zaoferowania i są to nie tylko ciekawe
dźwięki, ale także mocno zintensyfikowana atmosfera. Dodatkowo
podsycają ją ambitniejsze teksty z przekazem, który nie jest błahy. Nie
są one kolejną odsłoną makabrycznych wizji o charakterze anatomiczno –
rzeźniczej. Mają raczej filozoficzne oblicze odnosząc się m.in. do
grzesznej natury człowieka, ludzkich rządz, kwestii religii tudzież
zjawisk nastania nowej ery. Natomiast w utworze „Path Of The Aghori”
zespół przybliża perypetie pewnej odrażającej sekty z Indii. Co ciekawe,
niektóre teksty zostały poprzedzone tzw. wprowadzeniem, gdzie
streszczono/naznaczono ogólną tematykę danego utworu – sensowne
rozwiązanie.
Wracając do muzyki – ma ona ewidentnie drapieżne oblicze, stąd też nie
brakuje agresywnych motywów o piekielnej sile rażenia (to też duża
zasługa opętańczych wokali). Świetne wrażenie robią efektowne pokazy
siły, podczas to których zespół pędzi do przodu niczym pocisk, ale nie
robi tego na oślep. Na uwagę zasługuje fakt, że nawet wtedy kompozycje
nie tracą pierwiastka pewnej chwytliwości, a to tylko sprzyja w ogólnym
odbiorze. Co istotne, panowie nie dyskredytują klimatycznych akcentów,
co to to nie! Utwory mimo wszelkiej maści gęstości i intensywności
posiadają „nastrojowe” wtrącenia, czego przykład stanowi chociażby
efektowny wstęp (przypomina nieco wcześniejszy TIAMAT do kalorycznego
„Marvel At My Sins”). Znowu przy okazji „Black Storm Will Unfold” –
szczególnie na początku – oraz w otwierającym motywie gitarowym „New
Messiah” (echa MY DYING BRIDE) można poczuć ducha specyfiki doomowej.
Oprócz tego co pewien czas przebłyskują naleciałości sceny
blackmetalowej – chodzi o specyficzną pracę gitar oraz skandynawsko
chłodny klimat. Ponadto nie brakuje melodyjnych momentów – fakt, nie są
one tak uwydatnione jak ma to miejsce w lżejszych odmianach metalu, ale
nie sposób ich nie wychwycić. Odzwierciedla to chociażby „New Age
Prophecy” mogący budzić pewne skojarzenia wobec twórców „Once Upon The
Cross”. To wszystko razem czyni ten album wyjątkowym – wyróżnia się on
dość wyraźnie na tle licznej konkurencji, a że nie ma on słabych
punktów, to jego smakowanie jest czystą przyjemnością.
Dlatego, kto sympatyzuje z deathmetalową stylistyką i specjalnymi
względami darzy klasykę tegoż gatunku, ten raczej z wysokim
prawdopodobieństwem ulegnie magii „Black Storm”. Jest to wydawnictwo pod
każdym względem udane; emanujące profesjonalizmem i pomysłowością. To
również jedna z najlepszych płyt ekstremalnego grania jakie ukazały się w
przeciągu ostatnich miesięcy. THUNDERWAR uderzyli wielką siłą, co bez
wątpienia odbije się szerokim echem na metalowej scenie – brawo!
9/10
Marcin Magiera