THRESHOLD – 2012 – March Of Progress

1. Ashes 06:51
2. Return of the Thought Police 06:09
3. Staring at the Sun 04:26
4. Liberty Complacency Dependency 07:49
5. Colophon 06:01
6. The Hours 08:15
7. That’s Why We Came 05:41
8. Don’t Look Down 08:13
9. Coda 05:23
10. Rubicon 10:22

Rok wydania: 2012
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.thresh.net/


Nigdy nie byłem zagorzałym fanem twórczości progmetalowego Threshold… do teraz. Co jest powodem nagłej zmiany? Ten powód to „March Of Progress”, jak się nie mylę 9 – ty długograj Anglików. Zapraszam na nieco ponad godzinną przygodę, podczas której marazmu i nudy nikt nie powinien uświadczyć, zapewniam!

Jeszcze jedna uwaga, nowa płyta przyniosła dużą zmianę – za mikrofonem nie ma już Andrew McDermott’a, który w zeszłym roku odszedł z tego świata. Jego obowiązki przejął nowy/stary wokalista Damian Wilson (znany również z udziału w grupach Headspace, Star One). W początkach działalności Threshold pełnił on funkcję wokalisty i teraz po latach, ponownie zasilił szeregi zespołu, a teraz do rzeczy…

Całość otwiera przyjemnie bujający, skoczny „Ashes” – kawałek, który od początku do końca ma w sobie to coś. Nie zalewa nas łamańcami i kaskadami orgazmowych popisów solowych. Zespół – tu i nie tylko – stawia na wysublimowane dźwięki, bez zbędnych zawiłości i konszachtów z matematycznymi łamigłówkami. Piosenkowa atmosfera, lekki klimat i chwytliwe melodie – ktoś pomyśli, że infantylna komercha. Otóż nie Drodzy Czytelnicy, o prostactwie nie ma mowy! Kompozycje i ich struktury są dobrze przemyślane prezentując wysoki poziom techniczny i kompozytorski.

Monumentalną, gęstszą atmosferę generuje kolejny „Return Of The Thought Police” – spokojną zwrotkę, której przewodzi wyeksponowany bas uzupełnia cięższy, melodyjny refren. Pod solo występuje lekka intryga łamania rytmu, ale idąc (do rytmu) nogi nie złamiemy. Finezyjnie rozpoczyna się kolejny „Staring At The Sun” z delikatnymi ornamentacjami fortepianowych brzmień. Ciekawy przestrzenny utwór posiadający świetny, rozmyty refren – rewelacja.

Balladowo – dreamowo robi się na wstępie „Liberty Complacency Dependency”, jednak po chwili klimat ulega zmianie – znów robi się ciężko, choć motyw z początku jeszcze powraca. Kawałek posiada genialne przyspieszenie – noga sama chodzi. Również „Colophon” posiada dreamowy klimat, szczególnie w nastrojowych partiach. Najbardziej balladowym akcentem można uznać zwiewny „That’s Why We Came”. Ciekawie prezentują się również „The Hours” o niepokojącej i w pewnym sensie filmowej atmosferze oraz „Don’t Look Down” z dziwnym zjawiskowym refrenem. Na koniec Threshold prezentuje „Coda” o specyficznym motywie gitarowym i orientalnym szlifie oraz najdłuższy na płycie „The Rubicon” (bez obaw, to nie przeróbka Piotra Rubika). Obszernym akcentem dochodzimy do końca przygody z „March Of Progress” i niestety to już koniec… Ale nie załamujcie głów – przygodę bez przeszkód możemy powtórzyć i to nie jeden raz. Za każdym razem album oczarowuje, fascynuje.

Kto lubuje się w progmetalowej stylistyce, tego obowiązkiem jest degustacja wyśmienitego „March Of Progress”. Threshold udało się stworzyć bardzo dobry materiał, który zdaje się przebijać ich ostatnie dokonania. To wprost uczta dla uszu, pokaz finezji, wyczucia, polotu i progresywnej energii. Album wciąga, uzależnia – kto raz spróbuje, z pewnością będzie do niego wracał. To nie jest płyta jednego sezonu, a przyjaciel na lata – to pewne!

9/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz