THIRTY SECONDS TO MARS – 2018 – America

1. Walk On Water
2. Dangerous Night produced by Zedd
3. Rescue Me
4. One Track Mind (ft. A$AP Rocky)
5. Monolith
6. Love Is Madness (ft. Halsey)
7. Great Wide Open
8. Hail To The Victor
9. Dawn Will Rise
10. Remedy
11. Live Like A Dream
12. Rider

Rok wydania: 2018
Wydawca: Interscope / Universal
http://www.thirtysecondstomars.com


W przypadku Thirty Seconds To Mars należy postrzegać szersze spektrum. I tak w przypadku poprzedniej płyty genialne klipy zrobiły dodatkową robotę. Sprawiły jednak że album nie wytrzymał jako całość próby czasu. Z jego biegiem zaczął podupadać w moim prywatnym rankingu, coraz więcej kompozycji zacząłem uważać za wypełniacze a i klimat całości zaczął schodzić na drugie tło. To do kawałków singlowych chętnie wracam, a jeszcze chętniej odpalam je na większym ekranie.

Na to że grupa zawróci z obranej drogi i skłoni się ponownie w rejony rockowe straciłem już nadzieję. Zdziwiony jestem zatem że to główny zarzut jaki pojawia się w recenzjach nowej płyty. „America” to ponownie więcej niż muzyczne przedsięwzięcie. Z tym, że dla mieszkańców naszej części świata większość otoczki i ideologii będzie sporą abstrakcją. Po wydaniu „Love Lust Faith + Dreams”, myślałem że nie da się już zrobić gorszej okładki, tymczasem zespół udowadnia że nie ma rzeczy niemożliwych (zabrzmiało jak superlatywa? nie miało 😉 ). Okładka ma wiele wersji – to slogany wypisane na różnych jednolitych tłach… i pewnie jakaś wizja artystyczna (której nie załapałem).
„America” to płyta popowa i nowoczesna. A ja jestem raczej postronnym obserwatorem tej sceny. Nie znam zatem zaproszonych na album gości, dlatego też nie musiałem na dźwięk ich imion prać bielizny. Zauważyłem jednak że nowy album braci Leto ma wielu antagonistów po obu stronach artystycznej barykady. Sympatycy ostrzejszego brzmienia zżymają się o zdradę (a czym był w takim razie poprzedni album, przepraszam?), zwolennicy mainstreamu sypią jak z rękawa sloganami o niespełnieniu, korzystaniu ze sprawdzonych rozwiązań… tymczasem, tej płyty dobrze się słucha – po prostu.

Utwory sprawdzają się zarówno słuchane głośno na domowym sprzęcie jak i na słuchawkach na urządzeniach przenośnych. Melodie bywają radiowe – owszem, ale dlaczego traktować to jako wadę skoro podane są ze smakiem i we właściwych proporcjach. Elektronika wymieszana z tłami niemal jak ze ścieżki dźwiękowej robi swoje. Dodaje kopa. Do tego wokalizy pełne pasji, często wykrzyczane ze sporym ładunkiem emocjonalnym… tutaj niewiele się zmieniło – i dobrze. Nawet porównując do poprzedniej płyty – i to kilka miesięcy po premierze nowej, stwierdzam że mniej tutaj wypełniaczy. Więcej kawałków pozostaje w pamięci, mniej masz ochotę przewinąć. Wspomniałem że utwory z gośćmi nie zrobiły na mnie piorunującego wrażenia. Właściwie drażni mnie rapowanie… ale duet z wokalistką, wypadł nieźle. Z kolei odpuściłbym na przyszłość takie eksperymenty jak wokal Shannona w „Remedy”. I niech sobie jest to najbardziej gitarowy kawałek na płycie. Ale dla mnie jest nudny.

Co może w tej chwili zrobić zespół, aby przypodobać się fanom sprzed dwóch płyt? Wydać album koncertowy! Te kawałki – jestem przekonany, mają spory potencjał na żywo, do tego znowu dojdzie show, który na produkcji audio/wizualnej będzie (jestem pewien) przedstawiony doskonale. Jak wspomniałem – Thirty Seconds To Mars to zawsze więcej niż muzyka.

Może to ślepy zaułek, może i w przyszłości zespół sięgnie po wiosła, na tą chwile nie ma sensu gdybać. „America”? To dobra płyta, mimo że nie trzyma napięcia do końca… ale chyba nie jest adresowana do odbiorców którzy słuchają muzykę całymi albumami.

6,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz