01. Epilepsy
02. Stories
03. A Moment of Clarity
04. Jude The Obscene
05. Bowels of Love
06. Misery
07. Bad Mother
08. Me vs You
09. Loose
10. Diane
11. 30 Seconds
Rok wydania: 1995
Wydawca: A&M Records
Czy zdarzyło wam się, że zespół, który kompletnie was nie interesuje nagrywa płytę w waszych oczach genialną, która wybija się ponad resztę nagrań? Muszę przyznać, że kilka razy w moim przypadku tak się stało. A najlepszym tego przykładem jest album „Infernal love” grupy Therapy?. Żaden z kolejnych albumów grupy moim zdaniem nie mógł nawet mierzyć się z „Infernal Love”. Jeśli chodzi o albumy poprzednie… też dla mnie było bez rewelacji, ot kilka fajnych piosenek…
Pierwszym szokiem, kiedy usłyszałem płytę był dla mnie ogrom wrażeń, melodie, efekty i ściany dźwięków, a to całe zamieszanie robione przez grupę składającą się zaledwie z trzech muzyków.
11 utworów zawartych na krążku porywa wręcz i wpływa na nastrój słuchacza, od euforii w szybszych utworach po zadumę i nostalgię przy balladach. Niezłe teksty, czasami życiowe, innym razem groteskowe… Do tego album wydaje się bardzo przemyślany i oczywiście starannie skomponowany. Charakterystycznym elementem albumu są przerywniki łączące utwory. A to z kolei załuga pochodzącego z Belfastu DJa – Davida Holmesa. Mimo że czasem między utworem a łącznikiem zdarza się chwila ciszy nie jest to absolutnie cisza dzieląca kawałki. Słuchacz odbiera ją jako zaplanowany element utworu!
Na płycie znajdziemy zarówno porywające punkrockowe wręcz galopady, spokojne kołyszące utwory, oraz wiele zagranych w średnich tempach kawałków opartych na genialnych melodiach.
Nie muszę chyba zapewniać, że brzmienie albumu również nie pozostawia nic do życzenia. Ciepłe zestrojone gitary świetnie zmiksowane są z klarowną sekcją, całości wrażenia dopełniają brzmienia akustyczne oraz okazjonalnie pojawiające się saksofon i wiolonczela. Na brzmieniu wiolonczeli oparty jest w zasadzie cały utwór „Diane”. Andrew J.Cairns pokazał się tu jako wszechstronny wokalista. Potrafi drzeć się i krzyczeć w jednym kawałku, a niemal płakać w kolejnym. Poza tym operuje dość przyjemną barwą głosu, nie oferując jakiś technicznych wokalnych fajerwerków i popisów.
Z płytą „Infernal love” jest tak, że nie sposób słuchać pojedynczych utworów. Jeśli krążek wyląduje w odtwarzaczu słucha się go w całości, jednym tchem!Jeśli nie znacie tej płyty, zachęcam do posłuchania, być może i wy zapałacie do niej „płomienną miłością”.
10/10
Piotr Spyra