THEO – 2015 – The Game Of Ouroboros

1. The Game Of Ouroboros – 9:42
2. The Blood That Floats My Throne – 8:17
3. Creatures Of Our Comfort – 6:45
4. These Are The Simple Days – 8:03
5. Idle Worship – 13:27
6. Exile – 11:14

Rok wydania: 2015
Wydawca: Generation Prog Records
http://jimalfredson.com/


Theo – kto kryje się pod tą enigmatyczną nazwą? To ukierunkowany głównie na muzykę progresywną projekt muzyczny, prowadzony przez cenionego mistrza klawiatury Jima Alfredsona, znanego m.in. z jazzowego tria Organissimo. Jim Alfredson śpiewa i oczywiście gra na wszelakich instrumentach klawiszowych. Skład Theo obok niego tworzą: Gary Davenport – bas, Chapman stick, Kevin DePree -perkusja, Jake Reichbart – gitary. Są też goście specjalni: Zach Zunis – gitara prowadząca w kompozycji tytułowej, Greg Nagy – gitara dwunastostrunowa. Muzyka i wszystkie teksty są jednak autorstwa Jima Alfredsona.

Jak na mistrza klawiatury przystało, mamy tutaj cały wachlarz klawiszowego arsenału: od fortepianowych brzmień, przez ciepłą barwę klasycznych Hammondów, szorstki i surowy dźwięk analogowych syntezatorów, po nowoczesne elektroniczne dźwięki. Mimo, że klawisze są bez wątpienia istotnym elementem płyty, nie jest to płyta stricte klawiszowa, jak to często bywa w przypadku solowych płyt mistrzów „powierzchni płaskich”, gdzie reszta instrumentów są tylko skromnym dodatkiem do całości. Jak na artystę najczęściej kojarzonego z muzyką jazzową, maestro nie serwuje szalonych wycieczek w tego rodzaju klimaty. Nie jest to również żadne fusion, jak chociażby w przypadku projektów Dereka Sheriniana. Poruszając tematykę byłych klawiszowców Dream Theater, znacznie więcej jest tutaj fragmentów, które można by porównać do projektów Kevina Moora (Chroma Key). Tak naprawdę jednak muzyka jaką zawiera „The Game Of Ouroboros”, z całą gama instrumentalnych środków wyrazu, zarówno z wspomnianym wszechstronnym klawiszowym arsenałem, poprzez piękne gitarowe motywy, gitary dwunastostrunowe, Chapman stick, poprzez urocze wokale, jest wyraźnym ukłonem w stronę klasyki rocka progresywnego, (Yes, ELP, King Crimson, Pink Floyd, Genesis, Van der Graaf Generator…). Nie jest to jednak jakiś retro rockowy klon – są to jedynie pewne inspiracje, natomiast muzyka brzmi zdecydowanie bardziej nowocześnie. Równie dobrze można by wymienić tutaj wiele współczesnych skojarzeń związanych z muzyką progresywną, skojarzeń bardzo różnorodnych: od Arjena Lucassena czy Star One, poprzez Ozric Tentacless, Dee Exppus, (Stevena Wilsona miałem nie wymienić, bo do jego muzyki jest ostatnio porównywane prawie wszystko ;), aż po Opeth (ten najnowszy z „Pale Communion”). Są tutaj obecne również klimaty, które zestawić można z muzyką Manfred Maan’s Earth Band. Wokal Jima Alfredsona można by określić natomiast, wypadkową takich artystów jak: David Bowie, Peter Gabriel, Roger Waters, czy Mikael Åkerfeldt (bez growlu oczywiście).

Mimo tylu skojarzeń, które nasunęły mi się podczas poznawania płyty, Theo to tak naprawdę rzecz bardzo oryginalna, oryginalna i bez wątpienia intrygująca. Intryguje nie tylko muzyka, ale także sama treść kompozycji, jak również okładka. Jak dla mnie, jest to na razie najbardziej intrygujący tegoroczny debiut. Debiut, który wyszedł spod coraz prężniej działającej stajni Generation Prog Records.

9,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz