THE LUNATICS – 2014 – Czwarta rano?

THE LUNATICS - 2014 - Czwarta rano?

Ścieżka dźwiękowa
1. Druga Gwiazdka
2. Złote Przeboje
3. Kilka Piosenek
W rolach głównych
4. Piękne Kłamstwa
5. (Ona Traci) Kontrolę
6. Statystyka

Scenografia, czyli dzień i noc w pewnym mieście
7. Do Samego Końca
8. Miasto Wymarłe
9. Bilet W Jedną Stronę

Napisy końcowe
10. Mnie Tu Już Nie Będzie
11. Tylko Przeczekać
12. Moje Pożegnanie Ze Światem

Rok wydania: 2014
Wydawca: Fonografika
http://www.thelunatics.pl/


Płyta pełna sprzeczności… Naiwna – dojrzała, prosta – zakręcona, słaba – zarazem ciekawa wokalnie, nudna – interesująca… I w końcu pojawia się pytanie – jak to faktycznie z nią jest? Na pewno ma ona coś w sobie.

Tytuł jasno sugeruje mocne, punkowe uderzenie z uwagi na nawiązanie do kawałka „Czwarta Rano” Dezertera, ale to jednak tylko zbieg okoliczności – tekstów politycznych, surowej muzyki, czy ostrego wokalu tu nie znajdziemy. Czym więc jest „Czwarta Rano”? W tym miejscu dodam, że nie znam wcześniejszych dokonań The Lunatics, a tą płytę traktuję jako (osobisty) debiut.

Po włączeniu pierwszego kawałka odniosłem wrażenie, że mam do czynienia ze zbuntowanymi nastolatkami, których życie opiera się na graniu prób i braniu na nie kieszonkowego od mamy.

Osobiście podzieliłem sobie płytę na dwie części, ale zespół zastosował inny podział, czteroczęściowy – każdy zawiera po trzy utwory. Całość rozszczepiona jest na następujące części: „Ścieżka dźwiękowa”, „W rolach głównych”, „Scenografia, czyli dzień i noc” i „Napisy końcowe”. Czy miało to służyć oddzieleniu od siebie diametralnie różnych podejść?

Jak wspomniałem wyżej, w pierwszym podejściu (naiwnym) spotykamy się z kawałkiem adresowanym właśnie do takich jak ja, tych, co piszą recenzję o niniejszej płycie. Tym samym zastanawiam się, czy fragment „I wciąż słucham The Clash z wypiekami na twarzy, ale tylko pierwszej płyty, bo potem się sprzedali” jest ironiczny, czy też kapela próbuje zachować pozór swojej, jakiejkolwiek niezależności (byłoby to dziwne biorąc pod uwagę logo sponsora T-Mobile na okładce). Od dawna śmieszy mnie mówienie, że ktoś tam się sprzedał, bo w rzeczywistości „sprzedawanie się” jest aktem bardzo pozytywnym. Może po prostu The Lunatics chce jedynie zachować pozory… To wszystko tyczy się części „Ścieżka dźwiękowa”, czyli trzech pierwszych utworów.

Odniosłem również wrażenie (po pierwszym utworze), że zespół nie chce być porównywany z ulubieńcami szalonych nastolatek – zespołem Happysad, ale po przesłuchaniu rozdziału o nazwie „W rolach głównych” nie mogę – chociaż w części
– oprzeć się wrażeniu podobieństwa (to chyba ta nieprzesterowana gitara w tle…). Po prostu można tutaj posłuchać muzyki „miłej dla ucha”, z mało kontrowersyjnymi tekstami, co w odniesieniu do pierwszych trzech utworów, raczej zaskakuje.

Ciekawiej robi się przy okazji rozdziału „Scenografia, czyli dzień i noc w pewnym mieście” (zostało to przeze mnie uznane jakby za inną płytę). Zaczyna się kawałkiem „Do Samego Końca”, gdzie żywiołowa muzyka przeplata się z coraz ciekawszym wokalem i chórkami. Potem mamy spokojniejsze, początkowo zupełnie inaczej brzmiące „Miasto Wymarłe”, a następnie przechodzimy w „Bilet W Jedną Stronę”, po którym możemy się zorientować, że kapela pochodzi z Warszawy.

Mistrzostwem na płycie jest żeński wokal przy okazji „Mnie Tu Już Nie Będzie”, z ostatniej (wg zespołu) części „Napisy końcowe”, gdzie w poetyckim tekście, pewna Pani Mama opisuje nieznaną jeszcze przyszłość swojego syna.

W przedostatnim utworze („Tylko Przeczekać”) znowu nie mogę się oprzeć wpływowi Happysad, ale tym razem brzmi to o niebo lepiej (a może i lepiej niż wiele kawałków samego Happysad…). Na koniec mamy nieco pokręcone „Moje Pożegnanie Ze Światem” – kawałek pewnie i nie przyciągnął mojej uwagi, gdyby nie ciekawie brzmiący refren.

Muzycznie, nie ma się do czego przyczepić. Pojawiające się dosyć często lekkie gitarowe tło pomimo tego, że nawiązuje do wspomnianej wcześniej powodującej piski czternastek kapeli powoduje, że muzyka jest cieplejsza, a nieelektryczne granie w najlepszym wg mnie utworze „Mnie tu nie będzie” powoduje, że płyta nie jest zagrana na jedno kopyto.

Pudełko i okładka nie powala. Wizerunek oczu z kapsli nasuwa raczej skojarzenie z pijacką kapelą (co trochę do tej nuty nie pasuje), ale za to, jeżeli ktoś ma ochotę poświęcić książeczkę z tekstami, na konto ozdób ściennych, na drugiej ich stronie znajduje się niewielki rozkładany plakat „The Lunatics”.

Płytę ciężko jest ocenić jednoznacznie. Gdybym miał wziąć pod uwagę tylko jej pierwszą połowę, byłaby to ocena słabiutka. I odwrotnie – oceniając płytę od końca byłaby dość wysoka. Jednak biorąc pod uwagę całość, wychodzi na to, że jest całkiem nieźle, więc? Radzę słuchać… najlepiej od końca! 🙂

7/10

Rafał Dercz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *