1. Forever More
2. I Wanna Live
3. One Day At A Time
4. So What!
5. Just In Case
6. Fallin’ Apart
7. Breakin’ Free
8. All Of Me
9. The First Time
10. Pvt. Ledbetter
11. In A Hole Again
12. The Game
Rok Wydania: 2008
Wydawca: Tesla Electric Co
Wydany
pod szyldem Electric Company album „Forever More” jest świeżą bułeczką
Tesli, jest to już siódmy studyjny wypiek tej amerykańskiej hardrockowej
formacji, a piekarzem (producentem) tego wyrobu jest niejaki Therry
Thomas, który produkował ich wcześniejsze dzieło, jeden z bardziej
cenionych ich albumów – „Bust a Nut” z 1994 r. Na płycie Forever More
możemy usłyszeć nowy nabytek zespołu, gitarzystę Dave’a Rude’a, trzeba
przyznać że wywiązuje się z powierzonego mu dzieła więcej niż
przyzwoicie. Już pierwsza kompozycja zachęca, i to bardzo do zapoznania się z nowym dziełem Tesli, jest to utwór tytułowy – „Forever More”, który trzeba przyznać jest jednym z ważniejszych składników tej płyty, soczyste brzmienie, zmiany tempa, no i ten wokal, dla zwolenników szorstkiego gardła, najbardziej kojarzy mi się z Stevenem Tylerem z Aerosmith. Po utworze tytułowym atmosfera płyty niestety nieco siada, mamy trochę nijaki utwór „I Wanna Live” który nie wiedzieć czemu zespół wybrał na singiel promujący tą płytę , skoro album zawiera kilka naprawdę ciekawszych kompozycji, chociażby następny utwór, żywiołowy „One Day at Time”. Następnie zachodzi lekkie zwolnienie, ale nie, to jeszcze nie ballada, „So What” to również dosyć ciekawa zróżnicowana kompozycja z nieco patetycznym typowo glamrockowym refrenikiem. Jeżeli szukać balladowych klimatów to śmiało możemy do nich zaliczyć kolejny utwór – „Just in Case”, jak również następną kompozycję „Falling Apart”, ta nadaje się już w zupełności do przyklejenia się do swej partnerki (chłopaki to lubią). Do tych zdecydowanie wyróżniających się muzycznie kompozycji zaliczyłbym kolejny utwór – „Breakin Free”, nie jest to ani wymiatacz ani ballada lecz konkretny mięsisty metalowy numer jakich chce się słuchać częściej. Do tych z cyklu chłopaki to lubią a laski chyba też, zaliczyć można jeszcze utwory: „The First Time”, a w szczególności „Pvt. Ledbetter” to już typowo pluszowa kompozycja do przytulenia się. Potem jeszcze tylko zróżnicowany, całkiem niezły utwór „In Halo Again” i na zakończenie bardziej żywiołowy – „The Game”. Widzimy więc że jeśli chodzi o tempo i klimat, płyta bardzo bogata i różnorodna, na pewno przypadnie do gustu zwolennikom takich zespołów jak Aerosmith, Bon Jovi , Guns’n Roses czy wielu innych amerykańskich soft metalowych przedsięwzięć. Nie jest to płyta wybitna, zapierająca dech w piersiach, lecz trzeba przyznać że jest solidnym metalowo – hardrockowym rzemiosłem. 7/10 Marek Toma |