1. Come Alive
2. Fighting Yourself
3. Holy Grail
4. Here Comes The Night
5. Those Eyes
6. Under Pressure
7. Do Or Die
8. Who Can You Count On
9. My Own Way
10. The Final Curtain
Rok wydania: 2010
Wydawca: Frontiers Records
Holenderscy klasycy melodyjnego rocka wracają do gry albumem „Come
Alive”, nagranym w oryginalnym składzie, który odpowiadał za debiutancki
krążek „Livin’ It Up” z 1996 roku. Wbrew nazwie kapeli – bracia Ron i
Fred Hendrix (jakże muzyczne nazwisko…) – żadnych nowych lądów
odkrywać nie zamierzają. Eksploatują za to dzielnie i bez zahamowań
tereny dobrze im znane i sprawdzone, obracając się w kręgu patentów
amerykańskiego rocka sprzed blisko trzydziestu lat.
Asia (co prawda zespół brytyjskich muzyków, ale bardzo zapatrzonych w
Amerykę), REO Speedwagon, Journey (z późniejszego okresu działalności,
kiedy stery na dobre przejął w swoje ręce Steve Perry) – to główne
muzyczne drogowskazy dla „Come Alive”. Każdy kawałek brzmi tutaj jakby
żywcem wyjęty z lat osiemdziesiątych, począwszy od klawiszy na
charakterystycznych chórkach w refrenach skończywszy. Zresztą, wystarczy
spojrzeć na do bólu kiczowatą okładkę, by domyślić się, co będzie
grane…
Ale w porządku, niech im będzie, wszak lata osiemdziesiąte nadal są w
modzie. Asia reaktywowała się w najlepszym składzie, nagrywa płyty i z
powodzeniem objeżdża świat, Journey też nieźle sobie radzi mimo zmiany
wokalisty, a Stallone nakręcił czwartą część Rambo… Niech więc
Holendrzy też pożeglują sobie na sentymentach pań i panów w okolicach
czterdziestki i pięćdziesiątki. Gdybyż tak jeszcze „Come Alive” był
kopalnią hitów, niczym najlepsze albumy wspomnianych wyżej grup… A
niestety nie jest. Owszem, słychać kompetentnych muzyków i wokalistę,
tylko, że całości brak jakiegoś pazura, iskry bożej, jaj… Wszystko
jest grzeczne, wypolerowane, wygładzone, do bólu przewidywalne i
poprawne. Ot, taki rock rzemieślniczy. Kawałki jednym uchem wlatują, a
drugim szybko wylatują. No może „My Own Way” zostaje na dłużej. Ale to
wyjątek potwierdzający regułę.
Czasem w muzykach Terra Nova budzą się artrockowe ambicje. Fortepianowo –
wokalny wstęp do „Under Pressure” i wprowadzenie wiolonczeli w środku
tego kawałka naprawdę wypadają bardzo fajnie. Szkoda, że to raptem
kilkadziesiąt sekund…
Jakieś podsumowanie „Come Alive”? Profesjonalnie zrobione, ale jednak tylko słuchadło…
5/10
Robert Dłucik