1. Trapped
2. Said and Done
3. Hi / Bye
4. Silly Spieces
5. Disobey
6. I Quit
7. Oak
8. Years
Rok wydania: 2023
https://www.facebook.com/TensionZeroBand/
Poprzedni album TENSION ZERO zrobił na mnie piorunujące wrażenie, nie będę zatem ukrywał że moje oczekiwania wobec nowej płyty były wygórowane. Nie zamierzałem więc okazywać żadnej taryfy ulgowej ani przez chwilę. Ta muzyka musi się obronić sama. Pierwszym pozytywnym aspektem okazała się okładka „Choices”, która o klasę bije poprzedniczkę. Mroczny obraz zdobiący album, robi klimat – to trzeba przyznać. Uśmiech nie schodzi z twarzy również po wrzuceniu płyty do odtwarzacza. Przestrzenne brzmienie, przyjemny głos Dominiki (kojarzący mi się z barwą, a może i charyzmą Florence Welch) i nieco electropopowego tła w utworze otwierającym płytę wywindowały mój nastrój w rejony huraoptymizmu. Niewiele zmienia się w drugim kawałku. Dobra melodia refrenu, ładnie brzmiący bas i trochę więcej zmian w ramach rytmiki. Z każdą chwilą robi się coraz bardziej progresywnie. „Hi/Bye” to kolejny kawałek od strzału dopisany do listy faworytów. Mamy tu do czynienia z muzyką, która nienachalnie traktuje słuchacza, ale nie pozwala się oderwać ani na sekundę. Cały czas się coś dzieje, ale ta intensywność nie jest męcząca. Na uwagę zasługuje motyw wieńczący trzeci utwór – spodobać powinien wam się zarówno patent klawiszowy, jak i linia melodyczna. „Silly Species” wprowadza nieco niepokojącego nastroju. Jest zdecydowanie bardziej mrocznie. Najcięższy i najbardziej walcowaty riff robi swoje… by po chwili nastąpiła jego kompletna przeciwwaga. Trochę klangowania i ściana klawiszy na zakończenie – wow! Słucham z rozdziawioną buzią. Chwilowo zostajemy w mocniejszych klimatach i rytmice za sprawą „Disobey”. Klawisze szyją tutaj dość intensywnie w tłach, aczkolwiek refren mnie nie zachwycił. Przyznać muszę, jednakże że wykrzyczana fraza dodaje pewnego kolorytu i odmiany. Do tego momentu album spełnia moje oczekiwania co do joty.
Dzieje się albowiem tak, że miałem spore oczekiwania co do gościnnego występu Dereka Sheriniana, a prawda jest taka, że o ile docenić trzeba jego instrumentalny wkład, tak pojawia się w utworze, który najmniej mi pasuje… może z uwagi na męski wokal i mniej porywające melodie. Zwrotka jeszcze jest w porządku, ale refren mnie po prostu drażni. Wybija mnie wręcz z rytmu. Nie leży mi, nawet mimo to że próbowałem się przekonać. Tuż przed solówką Sheriniana kiedy wokalnie mamy do czynienia z duetem robi się ciekawiej i suma summarum całokształt by się wybronił… tylko na koniec znowu ten refren… Zaskakuje mnie jak skrajne odczucia zespół potrafi wzbudzić jednym eksperymentem. Może feedback zasugeruje grupie kierunek takich przedsięwzięć w przyszłości. W moim przypadku zapewne to kwestia wybicia ze strefy komfortu. Po przemyśleniach doszedłem do wniosku, że nawet mniej nośna melodia była by akceptowalna, gdyby zaśpiewała ją wokalistka grupy. Taka zmiana na jeden utwór, w moim odczuciu nie wychodzi albumowi na dobre. Z następnym numerem wracamy na wcześniej nastrojone fale. Soczyste semi-akustyki łkająca solówka i pianino sprawiają że ponownie rozpatruję „Choices” jako kandydata do rocznych podsumowań.
Druga płyta zespołu jest po prostu świetna. Bardzo fajnie że TENSION ZERO nie zatrzymuje się na (bądź co bądź wysokim) poprzednio osiągniętym poziomie. Słychać tu już jasno określony styl zespołu, ale nie sposób nie zauważyć rozwoju.
8,5/10
Piotr Spyra