1. War Nation 06:10
2. Song of the Dead 05:06
3. Hammer and Nails 04:55
4. Don’t Dream in the Dark 04:54
5. Grace of God 04:55
6. Dreamer 05:26
7. Justice for All 04:17
8. Wings of Heaven 05:33
9. State of the Union 04:00
10. Hard Road 03:52
Rok wydania: 2012
Wydawca: Metal Mind Productions
http://www.tankofficial.com/
Brytyjski Tank można zaliczyć do grona najbardziej cenionych grup spod
znaku NWOBHM. Zespół być może nie jest tak popularny jak legendarny Iron
Maiden (ostatnio ciężko ich słuchać) czy niestrudzony Saxon. Mimo to
zespół od 1980 roku zdołał sobie zaskarbić spore uznanie wśród fanów
heavy metalu na całym świecie. W ostatnim czasie Tank jakby przeżywał
drugą młodość, czego dowodem są „War Machine” sprzed dwóch lat i jego
kontynuacja – najnowszy „War Nation”.
Nowy materiał to łakomy kąsek dla fanów NWOBHM, choć graficznie jest…
hmm.. mizernie, po prostu ŻENADA! Tank nigdy nie miewał zjawiskowych
okładek, ale tym razem przeszli samych siebie. No, ale jak mawiają
mądrzy ludzie „nie szata zdobi człowieka” i tak okropna okładka (na
szczęście) nie odzwierciedla rasowej zawartości muzycznej. Ta
przedstawia się bardziej niż ciekawie i w porównaniu do poprzednika,
wypada lepiej.
Na starcie dostajemy klasycznie brzmiący „War Nation” z
charakterystycznym heavymetalowym feelingiem i wpadającym w ucho
refrenem. Duże brawa dla genialnie śpiewającego Doogie White’a. To druga
płyta Tank z jego udziałem i kolejny dowód na to, że Doogie to świetny
rockowy wokalista, który do tego zespołu pasuje jak ulał. Innym atutem
(nie tylko tego numeru) są solówki. Gitarzyści wykonują na „War Nation”
kawał dobrej roboty – jest czego posłuchać.
Jak to bywa z czołgami, nie wyzwalają one zawrotnej prędkości. Tak też
prezentuje się najnowszy Tank. Lepiej czuje się w średnich tempach nie
wykazując specjalnych skłonności do wyścigowych przyspieszeń. Oczywiście
zdarzają się szybsze numery, ale i tak są one zagrane na luzie, bez
ciśnienia. Przykładem może być szybszy „Hammer And Nails”, z motywem
a’la Iron Maiden (za starych dobrych czasów) przed smakowitymi solówkami
i w zwieńczeniu. Znowu taki „Justice For All” z energicznym riffem
przywołuje na myśl tłuste lata Ozzy’ego za czasów „No More Tears” czy
„No Rest For The Wicked”. Tradycyjnie dostajemy melodyjny refren, w tym
przypadku suto zakrapiany podwójną stopą. Inne skojarzenia, które
nasuwają się przy okazji „War Nation” to „Headless Cross” Black Sabbath.
Tank wytworzył podobny klimat, choć ciężko to wytłumaczyć. Obie płyty
są stonowane, skromne, a mimo to wyraziste, mocne, potężne (okładkowo,
dzieli je przepaść ;))).
Świetnym akcentem jest udana ballada „Dreamer”. Nie są to jakieś
wyświechtane popłuczyny, ale rzetelny klimatyczny i nastrojowy metalowy
numer z umiejętnie budowanym napięciem. Najbardziej energicznie wypada
zwiastowany przez perkusyjny młynek „State Of The Union” z hardrockową
werwą i pazurem. Szybka sekcja rytmiczna, rzadsze gitary i prym wiodący
zadziorny wokal – to musi kopać! Jakby tego było mało, utwór zawiera
świetny dialog solówek na szybszym motywie. Fajnie wypada saxon’owy
„Don’t Dream In The Dark” z płomiennym refrenem oraz ciekawym
rozwinięciem pod solówkę – tak się gra z głową i wyczuciem. „War Nation”
trzyma równy poziom do ostatnich dźwięków instrumentalnego „Hard Road” –
nie uświadczymy tu miałkich wypełniaczy.
Tank jest w świetnej formie, co słychać właśnie na „War Nation”.
Dziesięć kompozycji ją tworzących to profesjonalny, rzetelnie zagrany
heavy metal w najlepszym wydaniu. Fani NWOBHM nie powinni czuć się
zawiedzeni, a ta pozycja musi się znaleźć w ich płytotece. Klasyczne
pomysły w połączeniu z teraźniejszą produkcją i pomysłem robią swoje.
Dobra rzecz i tyle!
PS. Okładka naprawdę tragiczna…
8/10
Marcin Magiera