1. Two Rope Swings (6:32)
2. Dr. Livingstone (I Presume) (11:58)
3. Slow Rust (22:31)
4. The Sad Story Of Lead and Astatine (16:00)
5. A Few Steps Down The Wrong Road (17:31)
Rok produkcji: 2017
Wydawca: InsideOut
http://www.thetangent.org/
Jak pisałem przy okazji recenzji poprzedniej płyty The Tangent – „A
Spark In The Aether. Music That Died Alone: Volume Two”, najlepszym
albumem ekipy Andy Tillisona niezmiennie pozostaje „A Place In The
Queue”, z 2006 roku. I chociaż subiektywnie, nic się pod tym względzie
nie zmieniło, to każda kolejna płyta zespołu, była gwarancją muzyki na
wysokim poziomie. Tak jest i tym razem. Zaryzykowałbym nawet
stwierdzenie, że nowy, dziewiąty już, studyjny album, notuje pewną
zwyżkę niezmiennie wysokiej formy.
Powszechnie wiadomo, że Andy Tillison lubi żonglować muzykami, podobnie
jak maestro Robert Fripp. Tym razem jednak, jeżeli chodzi o skład
zespołu, niewiele sie zmieniło. Andy Tillison raczy nas dużą porcją
rasowych hammondowych dźwięków, swoją grą na wiośle ponownie czaruje
młody, zdolny gitarzysta, (lider swojej macierzystej prog-metalowej
formacji Maschine) Luke Machin, który zajął się również produkcją
albumu. Soczyste partie basu gwarantuje obecność Jonasa Reingolda
(Karmakanic, The Flower Kings). Partiami saksofonu i fletu ozdobił ten
materiał, ponownie Theo Travis. Tym razem w składzie, znalazł się
jeszcze jeden klawiszowiec, a wyrażając się ściślej, pani grająca na
klawiszach – Marie-Eve de Gaultier , która wspomaga również Andy
Tillisona wokalnie. Kogoś w tym składzie zabrakło? Perkusisty. Po raz
pierwszy w historii The Tangent, za perkusją zasiadł bowiem, sam mistrz
przedsięwzięcia Andy Tillison.
Jeżeli chodzi o tematykę tekstów, Andy Tillison (podobnie jak Roger
Waters), jest artystą zaangażowanym. Mamy wiec tutaj sporą dawkę
współczesnej publicystyki, komentującej polityczne problemy
współczesnego świata: wojenne okrucieństwo, tragiczne losy uchodźców, a
nawet sytuacja dzikich zwierząt, w nowoczesnym konsumenckim świecie.
Podobne, niełatwe tematy, ubrane są jednak, w wyjątkowej urody dźwięki.
Kompozycje wyróżnia nie tylko muzyczne bogactwo, ale sama ich długość.
Pierwszy utwór to zaledwie 6 minut muzyki. Potem następują prawdziwe
progresywne „długasy”. Najdłuższy „Slow Rust”, to przeszło 22 minutowe
szaleństwo. Jeżeli chodzi o muzykę właśnie, Andy Tillison nie musi nic
udowadniać, to kolejna szlachetna porcja zaangażowanego rocka
progresywnego, podparta znakomitym instrumentalnym warsztatem. W tej
muzyce, jest z jednej strony pewien symfoniczny rozmach, z drugiej zaś,
zwiewne jazzujące odjazdy, w stronę chilloutowych, smooth jazzowych
klimatów.
The Tangent to bez wątpienia poziom światowy, jednak i w naszym kraju,
znalazły by się zespoły potrafcie kreować podobne, zacne muzyczne
klimaty, chociażby pochodzący z Zawiercia Brain Connect, czy chyba
jeszcze mniej znana szerszej publiczności, wrocławska formacja
Halucynacje.
9/10
Marek Toma