SZEPTUCHA – 2021 – Zamowy

1.Próg
2.Szeptanica
3.Uroki
4.Cień
5.Cisza
6.Za Horyzontem
7.Lasem
8.Kruk

Rok Wydania: 2021
Wydawca: Marikom
https://www.facebook.com/zespolszeptucha


Jednym z polskich prekursorów mariażu współczesnej muzyki z dźwiękami etnicznymi, folkowymi był niewątpliwie Grzegorz Ciechowski. Jego płyta „ojDADAna” wywołała w 1996 roku w Polsce wielkie poruszenie, stanowiła bowiem niespotykaną dotąd fuzję oryginalnych ludowych biłgorajskich piosenek (z czym wiązało się wiele kontrowersji) z nowoczesnymi, eksperymentalnymi dźwiękami spod znaku Deep Forest. Album odniósł spory sukces, lecz mimo to krytycy podeszli do niej ze sporym dystansem. Mówiło się o tym, że płyta nie trafiła we właściwy czas – należy przypomnieć, że to wszystko działo się przed folk-inwazją Kayah z Bregoviciem, Brathanków czy braci Golców. Od tamtego czasu minęło już ponad dwadzieścia lat, a nowoczesny folk w różnych odmianach zadomowił się w muzyce na dobre. Postanowiłem zatem poszukać czegoś świeżego, polskiego, a zarazem nowoczesnego. I wydaje się, że znalazłem, ponieważ w Białymstoku stacjonuje całkiem nowa i młoda grupa o nazwie Szeptucha. Kim dawniej była szeptucha? To w dużym skrócie wiejska znachorka, która za sprawą pewnych zaklęć „zamawiała”, czyli zaklinała choroby osoby trapionej smutkiem, żalem, ale leczyła i również choroby ciała. No dobrze, a kim jest Szeptucha-zespół? To pięciu uzdolnionych muzyków: za mikrofonem stoi Katarzyna Antosiewicz, na gitarze gra Paweł Szuszkiewicz, na gitarze basowej Piotr Romaniuk, za perkusją zasiada Marcin Mickiewicz, a na harmonijce gra Tomek Kamiński. Swoją muzykę stworzyli w Orli – miejscowości na Podlasiu, gdzie do dziś przyjmuje najprawdziwsza Szeptunka. Czy jest to rockowe? O tym za chwilę, bo właśnie przychodzi pora, by zastukać w stare, drewniane drzwi ponad dwustuletniej chaty, wejść i zrzucić z siebie ciężar trosk.

Przestępujemy przez „Próg” i oddajemy się we władanie przedziwnym ziołowym zapachom, spod których tętni czysta muzyka. Ten utwór ma kilka warstw, bowiem każda kolejna część tej kompozycji zawiera coraz mocniejszy ładunek. Zaczyna go falująca gitara oraz wokal Katarzyny – bardzo mocny, z doskonałymi etnicznymi ozdobnikami. Jest tutaj trochę elektroniki, lecz nie jest ona zbyt nachalna, numer leci powoli, a trzecia część utworu to już czysto rockowe i skoczne brzmienie. Refren jest melodyjny (choć trochę trzeba na niego poczekać) i bardzo łatwo wpada w ucho. Już przy okazji tej pierwszej piosenki słychać, że podziwianie tego zespołu na żywo to z pewnością czysta, energiczna przyjemność. Zwłaszcza Katarzyna robi ogromne wrażenie – przy pierwszym spotkaniu z jej głosem pomyślałem: ojej, nowa Renata Przemyk (swoją drogą byłoby fajnie byłoby usłyszeć obie panie w duecie)… Ma z pewnością niezbędną charyzmę, to trzeba przyznać.

Gdy więc już przekroczymy tytułowy próg, powita nas „Szeptanica”. Natychmiast głowa kiwa się w takt gitary basowej. W tle sprytnie przygrywa gitara wraz z lekko przetworzoną harmonijką. A potem ogromne zaskoczenie, jak ten numer się rozwija. Trudno zaszufladkować usłyszane dźwięki, bo jest tu i trochę rocka, i nieco folku, a za sprawą kapitalnego głosu Katarzyny jest również i nieco alternatywnie. W połowie numeru mamy klawisze lub znów przetworzona harmonijka, która spokojnie mogłaby brzmieć gdzieś w numerach Rammsteina. Wszystko to zwięźle i dobrze połączone, a przy tym nieziemsko wprost przebojowe, no i przy okazji z niebanalnym tekstem.

Numer trzy to z kolei nieoczywiste brzmienie. „Uroki” to znów połączenie podlaskiego (choć rodem z Helu) głosu, nietuzinkowej perkusji oraz wzajemnej rozmowy gitary i przesterowanej harmonijki. Ależ Kaśka daje tam po wokalnych „haczykach”! Dawno nie słyszałem tak fajnego i mocnego żeńskiego głosu, który wie jaką ścieżką podążać W pewnej chwili zapuszcza się nawet z powodzeniem w rejony, która odwiedzała kiedyś Kora w „Boskim Buenos”. Tak, ona ma do tego idealne warunki. Gitara natomiast pokazuje, że nie trzeba bezsensownie ładować riffów, lecz wystarczy grać na tych wyższych strunach, by wydobyć pożądany efekt.

Raz, dwa, trzy i już mamy numer czwarty. To składający się niemal z samych „zamów” (króciutkich zaklęć, mających sprawić, że poczujemy się lepiej) utwór „Cień”. Nie ma w nim wielu słów, lecz za to jest sporo doskonałej muzyki, przede wszystkim za sprawą gościa na perkusji, którym jest Wojciech Sosiński. Z czasem dołącza bas i efektowna gitara. Za sprawą niesamowitego głosu kompozycja ta przypomina mi pierwsze utwory Wilków („Uayo”!) lub grupy Hey. Tu i ówdzie próbuje się przesmyknąć harmonijka, która w pewnym momencie wreszcie nadaje iście rockowy klimat. Ależ magicznie i transowo będzie ten numer brzmieć na żywo, bo niewątpliwie zostawia ogromnie dużo miejsca na improwizację.

Stronę B otwiera „Cisza”, według mnie najsłabszy numer na płycie, bo choć ma obiecujące fragmenty, to w kwestii tekstowej wypada skromnie. Postarano się, aby wokal brzmiał tutaj bardzo folkowo – głos został zdublowany i wydaje się, że śpiewa kilka wokalistek. Wszystko to zapakowano w nowoczesne (może za bardzo?) brzmienia, których nie powstydziłby się wspomniany wcześniej Grzegorz z Ciechowa. Za sprawą rockowych instrumentów mamy mocny rytm, podbity basem. Coś mnie jednak w tym miałkim kawałku mocno irytuje. Pozwolę sobie zatem przejść do numeru sześć.

Jest nim „Za horyzontem” – to z kolei jeden z moich ulubionych utworów na tym krążku. Niesamowite przeszywające tło połączone z rewelacyjnym basem. Właściwie wszystko jest tutaj na swoim miejscu: doskonała praca sekcji, znów mądre użycie gitary, a wszystko to spina bardzo dobry wokal z kapitalnymi wokalizami. Ciekawym rozwiązaniem wydaje się właśnie ta środkowa część utworu – warto zwrócić uwagę, jak bas przygotowuje słuchacza na to, co ma się wydarzyć za chwilę. Końcówka to głos natury – burza, deszcz – coś w rodzaju hołdu dla The Doors i „Riders of the storm”. Magia, że aż przeszywa. Blisko dziewięć minut obsesyjnej, nieziemskiej muzyki.

„Lasem” to jeszcze jeden odcień nowoczesnego brzmienia Szeptuchy. Jest tu troszkę beatów, na szczęście ubranych w fajny bas i różne wokalne smaczki. Ot, taka ciekawostka, acz zupełnie nie reprezentująca tego, czym jest podlaska grupa. Uwagę zwraca na pewno tekst, w stu procentach zgodny z naturą.

Album kończy jeszcze jeden doskonały utwór. To „Kruk”. I znów zaskoczenie, bo klimatem może się kojarzyć z westernem, a wokaliza zaś z jakimiś skandynawskimi wokalistkami. Ale kiedy wszystko to razem się połączy, słuchacz dostaje kompozycję, która wywołuje ciary na plecach. Warto się wsłuchać w te arabskie bębenki i inne przeszkadzajki, harmonijki. Znów jest to kawałek, który ma w sobie to „coś”, rytm, melodię, klimat. I z tym rytmem i idealnym śpiewem zostajemy już do końca.

„Zamowy” to krótka płyta, lecz dająca sporą nadzieję na przyszłość. Czerpiąc z różnych odległych źródeł muzykom udało się stworzyć coś absolutnie świeżego, a przy tym miejscami diabelnie przebojowego. Nagroda od Radia Białystok nie była w żadnym wypadku przypadkowa. Na pewno warto śledzić dalsze poczynania Szeptuchy, bo coś czuję, że przy odpowiedniej promocji może być o niej bardzo głośno. Debiut na pewno warty uwagi!

7,5/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz