1. Forever the Voices (1:12)
2. The Singer (9:00)
3. The Spirit (3:19)
4. Galactic Backward Movements (9:50)
5. Manipulation in Time (8:44)
6. Resolution (2:11)
7. April in the Fall (5:43)
8. Subliminal Delusions (6:37)
9. Bending the Violet (2:31)
10. The Piano Plays At Last (6:02)
11. Alterations of the Ivory (7:42)
12. Blood and Passion (7:30)
Rok wydania: 2007
Wydawca: Nightmare Records
Od wydania debiutu „The Silvery Image” minęły dwa lata. W tym czasie w
szeregach Amerykańskiej grupy doszło do zmiany na stanowisku basisty i
tak miejsce Kirka Schwenklera zajął Noah Martin. W tak zretuszowanym
składzie grupa nagrała drugi album „A Great Divide”. Na nowym
wydawnictwie zespół obdarował nas siedemdziesięcioma minutami muzyki,
która według mnie robi wrażenie. Na poprzednim albumie, zespół poruszał
się bardziej w klimacie power metalu dodając elementy progresywne. Na „A
Great Divide” te proporcje nieco się zmieniły. Tu mamy do czynienia z
graniem progresywnym z dodatkami power metalu. Również maniera wokalna
Claya Bartona uległa zmianie. Na poprzedniej płycie wokalista od czasu
do czasu poruszał się w wyższych rejestrach. Obecnie śpiewa niżej i
wydaje mi się, że brzmi to lepiej.
Album rozpoczyna się spokojnym, klimatycznym intrem, które zostaje
przerwane utworem „The Singer”. Kawałek zaczyna się ciekawą pracą basu,
któremu towarzyszy akcentowanie reszty zespołu. Dźwięki zaczynają się
zagęszczać i w momencie, gdy wydaje się, że zespół popędzi dalej,
następuje zmiana klimatu. Muzyka lekko się wycisza i tutaj czuć trochę
ducha Dream Theater (partie klawiszy). Pojawia się wokalista, który
zaczyna śpiewać coraz mocniej i wyprowadza zespół w szybsze obroty. Nie
da się nie słyszeć, że panowie umieją kombinować, a instrumenty w ich
rękach nie znajdują się przypadkowo.
Po dość mocnym „The Singer” następuje balladowy „The Spirit”, który
pokazuje łagodniejsze oblicze Suspyre i wprowadza ciekawą atmosferę.
Widać, że Clay porusza się swobodnie zarówno w partiach spokojnych jak i
tych mocniejszych, gdzie śpiewa z lekką zadziornością. W tym też
utworze, wokalistę wspomogła niejaka Ceara Crandall-Johnson, która
swoimi operowymi partiami wokalnymi dodała klimatu. Jej głos pracuje w
tle i tylko na koniec utworu trochę się wybija, ale i tak nie przechodzi
na pierwszy plan.
Kolejne dwa kawałki, to pokaz umiejętności zespołu. Zarówno
instrumentalny „Galactic Backward Movements” jak i „Manipulation in
Time” trwają prawie dziesięć minut i dzieje się tu naprawdę sporo. W
pierwszym z nich można usłyszeń partie saksofonu. Mamy tu do czynienia z
niebanalnymi aranżacjami i przeplatającymi się elementami różnych
gatunków muzycznych. Muzycy, co rusz pokazują swoje umiejętności, ale
nie ma tutaj przerostu formy nad treścią. Wszystko jest zachowane w
należytych proporcjach.
Po dwóch mocno rozbudowanych utworach, znowu uspokojenie w postaci
„Resolution”, którego klimat pierwszej części przypomina mi pieśni
wykonywane przez zakonników. Reszta kawałka to spokojne partie gitary
akustycznej. Muszę przyznać, że takie wyciszenia na płycie doskonale
spełniają rolę. Sprawiają, iż słuchacz nie zostaje całkowicie
„przytłoczony”, a w rezultacie znudzony przesytem kombinacji,
skomasowania dźwiękówi ma chwilę na złapanie oddechu. Poza tym
zastosowanie tego typu zabiegu jeszcze bardziej zróżnicowało płytę oraz
sprawiło, że nie jest jednostajna.
Kolejny „April In The Fall” to ponownie powrót do bardziej złożonego
grania i daje się tu usłyszeć przewijające brzmienia hammondowskie. W
następnym utworze zespół jeszcze bardziej przyspiesza. Przy tym utworze
naszły mnie skojarzenia do włoskiej grupy Labyrinth, która porusza się w
podobnych klimatach, szczególnie jeżeli chodzi o momenty, gdzie
występuje szybka podwójna stopa i towarzyszące temu kostkowanie tych
samych wartości nutowych co bębny.
Znowu krótki łącznik, ale tym razem atmosfera przypomina soundtrack do
horroru z dawnych lat.. Po tym przerywniku zespół wchodzi ponownie w
łagodniejsze obszary i prezentuje nam ciekawą balladę „The Piano Plays
At Least”. W refrenie występują wzniosłe partie wokalne potęgujące
jeszcze mocniej napięcie.
Resztę albumu uzupełniają jeszcze dwa utwory, które tylko utwierdziły
mnie w przekonaniu, że ta młoda grupa nagrała naprawdę udany album, obok
którego nie wypada przejść obojętnie…
Na płycie dzieje się naprawdę wiele rzeczy. Częste zmiany tempa,
zróżnicowanie aranżacji, niebanalny warsztat instrumentalistów. Zespół
dodatkowo potrafi zbudować interesujący klimat i nie zapomina o
wykorzystaniu napięcia, co jeszcze mocniej urozmaica ich muzykę. Całości
słucha się naprawdę dobrze i za każdym kolejnym odsłuchem odkrywa się
coś nowego.
Z „A Great Divide” powinni zapoznać się szczególnie ci, którzy lubią
gitarowe popisy, techniczną pracę perkusji oraz melodie.. Na tej płycie
to znajdziecie, oraz wiele innych rzeczy, ponieważ muzyka Suspyre jest
bogata i zawiera wiele interesujących patentów.
PS. Według informacji podawanych na oficjalnej stronie zespołu, Suspyre
opuścił perkusista Sam Paulicelli, a jego miejsce uzupełnił Jeff Wille i
wraz z nim grupa nagrywa materiał na trzecią płytę, którą poznamy w tym
roku…
8,5/10
Marcin/S!X/Magiera