01. Chaser
02. Tranquility and Stress
03. The Divided Son
04. Still Bending the Violet
05. The Fire Dancer
06. Cancún
07. Shades…
09. The Whispers Never Written
10. The Man Made of Stone
Rok wydania: 2012
Wydawca: –
https://suspyre1.bandcamp.com/
Wiem, wiem… recenzja płyty sprzed sześciu lat może wyglądać mało
poważnie, jednak wychodzę z założenia, że zawsze warto zwrócić uwagę na
coś, co poniekąd przeszło bez echa, coś co tak faktycznie zasługuje na
przypomnienie, bliższe poznanie. Nie inaczej jest w przypadku – jak na
razie – ostatniego wydawnictwa amerykańskiej formacji SUSPYRE.
„Suspyre”, czwarty album reprezentantów progresywnego metalu zza oceanu,
ukazał się w 2012 roku i sądząc po samym tytule albumu, można go uznać
za swego rodzaju podsumowanie, kwintesencję muzycznych wizji zespołu,
ale czy tak faktycznie jest? Tak nie do końca, choć w pewnej mierze nie
sposób stwierdzić by było inaczej. Co dziwne i zastanawiające, krążek
został wydany własnym sumptem co w przypadku tak uzdolnionego zespołu
wydaje się wręcz niewiarygodne. To niestety pociągnęło za sobą pewne
ograniczenia i tak też największe cięcia kosztów miały miejsce w sferze
stricte wydawniczej. Patrząc na malowniczy krajobraz okładki zdobiącej
kartonowy digipack niby wszystko prezentuje się jak należy. Niestety po
otwarciu opakowania, w jego wnętrzu nie uświadczymy „książeczki”. Pod
tym względem panowie ograniczyli się do minimum, rezygnując z
zamieszczenia tekstów, zdjęć itp. Szkoda, ale jak wiadomo, każdy dodatek
wiąże się z większymi nakładami finansowymi, a te w tym przypadku nie
były bez znaczenia.
Na całe szczęście nie ma to przełożenia na aspekty oprawy muzycznej.
Począwszy od brzmienia, a kończąc na samych pomysłach oraz ich
wykonaniu, wydawnictwo nie budzi żadnych, ale to dosłownie żadnych
zastrzeżeń. „Suspyre” to muzyczna suto zastawiona uczta, której kolejno
serwowane kaloryczne dania zaostrzają apetyt. To progresywny metal
wysokich lotów i to w raczej klasycznym wydaniu, dlatego sympatycy
takich formacji jak TOMORROWS EVE, SYMPHONY X, FATES WARNING, DREAM
THEATER powinni się temu przyjrzeć – myślę, że nie będą żałować…
Zdarzają się też liczne niespodzianki, których aparycja/forma zdradzają
fascynacje zespołu wobec innych gatunków muzycznych jak chociażby jazzu,
fusion czy też muzyki klasycznej. W całym bogactwie środków, muzycznym
sztormie rozmaitości, panowie pozwalają sobie także na psychodeliczne
wtrącenia. Najbardziej daje się to wyczuć w momentach stricte
instrumentalnych – te często obfitują w odjechane i pokręcone
rozwiązania, czemu dodatkowo towarzyszy element zaskoczenia. Muzycy nie
boją się eksperymentów i właśnie w przypadku tegoż albumu zostało to
dość wyraźnie zarysowane. Oprócz charakterystycznych progresywno –
metalowych rozwiązań napotkać można liczne osobliwości, co słychać już
przy okazji „Tranquility and Stress”. Pojawiają się też przebłyski z
pogranicza muzyki popularno rozrywkowej. Kolorów dodaje zastosowanie
saksofonu, którego użyto przy okazji „Still Bending the Violet”,
pop-rockowym „Cancún” oraz pokręconym „The Whispers Never Written”.
Znalazło się też sporo miejsca dla przestrzeni, zwiewno – rześkich
melodii, co chyba najlepiej oddaje częściowo odciążony „The Divided
Son”, gdzie panowie podeszli do tematu w klasyczny sposób (czuć w tym
ducha wczesnego DREAM THEATER). Dozy wysublimowania dodają płycie lekkie
gitarowe melodie nadające całości jaśniejszych barw, lekkości. Ogólnie
muzycy nie stronią od zawiłości, rytmicznych łamigłówek, co najbardziej
daje się odczuć w trakcie instrumentalnych motywów, a tych bez wątpienia
nie brakuje. Pod względem warsztatowo – wykonawczym wydawnictwo stoi na
wysokim poziomie. Nie ma w tym jednak przesady, chociaż momentami robi
się naprawdę gęsto. Panowie sprytnie, ale też i pewnie balansują na
granicy zrozumienia, rąbią to jednak z wyczuciem i wrażliwością. Dlatego
też nawet najbardziej wybujałe wizje uchodzą im na sucho. SUSPYRE
dokładnie wiedzą w jaki sposób eksponować aranżacyjno – pomysłowe
obfitości, dlatego nie można tu mówić o przeroście formy nad treścią.
W całościowym odbiorze sprzyja selektywne, a do tego fachowo ukręcone
brzmienie. Nie dość, że całość prezentuje się naturalnie i dynamicznie,
to jeszcze poszczególne partie instrumentalne (nawet dalszoplanowe
smaczki) są wyraźnie słyszalne przy zachowaniu odpowiednich proporcji.
Uwagę zwraca realizacja partii basu – ten często marginalizowany
instrument w tym przypadku został potraktowany z należytym szacunkiem i
dobrze, bo w tej materii jest czego posłuchać. Zresztą w każdym aspekcie
techniczno – instrumentalnym dzieje się wiele, dlatego każdy zwolennik
progresywnych ambitności z wysokim prawdopodobieństwem doceni zawartość
tego krążka. Jego bogactwo i szeroki wachlarz możliwości oraz
stylistyczna różnorodność nie pozwala na obojętność.
Nie wiem czy mój tekst zdopinguje kogokolwiek do sięgnięcia po ten
materiał, ale jestem przekonany, że fani muzycznych akrobacji z
pogranicza rozsądnego metalu progresywnego metalu, w raczej klasycznym
wydaniu, na „Suspyre” znajdą coś dla siebie. To album ambitny,
intensywny, bogaty (również stylistycznie). Co prawda w Polsce SUSPYRE
nie jest zespołem rozpoznawalnym, ale to nie oznacza, że tak musi być
dalej. Amerykanie kreują dźwięki, które każdy sympatyk gitarowego
kunsztu docenić powinien. Chciałbym by „Suspyre” nie było
przypieczętowaniem całościowej kariery twórców „The Great Divide” –
niecierpliwie czekam na „piątkę”!!!
9/10
Marcin Magiera