SUPERHEAVY – 2011 – Superheavy

1. Superheavy
2. Unbelievable
3. Miracle Worker
4. Energy
5. Satyameva Jayathe
6. One Day One Night
7. Never Gonna Change
8. Beautiful People
9. Rock Me Gently
10. I Can’t Take It No More
11. I Don’t Mind
12. World Keeps Turning

Rok wydania: 2011
Wydawca: A&M Records


Powołanie supergrupy zawsze wiąże się ze sporym ryzykiem dla mających własną i już ugruntowaną przeszłość sceniczną muzyków wchodzących w jej skład. Komercyjny czy artystyczny sukces nigdy nie jest gwarantowany. Oczekujący na wynik ich wspólnego grania z pewnością będą nowe propozycje porównywać z tym co do tej pory zaprezentowali światu. Wyczekiwaniu zawsze towarzyszy tyle samo nadziei co i obaw. A gdy w studio spotykają się osobowości z kompletnie różnych muzycznie rejonów, poziom niepewności czy przedsięwzięcie osiągnie sukces wzrasta dramatycznie. No bo tak na chłopski rozum czego można się spodziewać po wspólnej pracy frontmana legendarnych Rolling Stones – Micka Jaggera, połowy duetu Eurthmics – Dave’a Stuarta, muzyka który na co dzień buja się w rytm reggae Damiana Marleya (syna Boba Marleya), soulowej piosenkarki Joss Stone i kompozytora muzyki filmowej A.R. Rahmana (na koncie dwa oskary za „Slumdog milioner z ulicy”). Sami siebie określili jako „eksperyment szalonego alchemika” i przewrotnie przyjęli nazwę Superheavy. Właśnie , czy ostatecznym efektem współpracy jest płyta , która swoją zwartością wagi super ciężkiej powali słuchacza na deski czy coś zupełnie super niestrawnego?

Po wysłuchaniu albumu marzenie o mistrzostwie świata w kategorii królowej wszech wag trzeba odłożyć ad acta. Obecność w projekcie Jaggera dawała nadzieję na rockowe szaleństwo poddane wyjątkowej stylistycznej obróbce, ale płyta została zdominowana przez innego muzyka mianowicie Damiana Marleya. Bardzo dużo znajdziemy tutaj piosenek w rytmie reggae, czasami ciekawych jak „Unbelievable” z orientalnym tłem , czasami niestrawnie popowych jak „Miracle Worker”. Czasami przyjemnie nastrojowych jak „One Day One Night” czasami nijakich i wtórnych jak „Beautiful People”. Wszędzie obecny jest Mick, ale to nie on tutaj rządzi . Czy to jest zarzut? Nie jeżeli potrafimy się odciąć od przeszłości wokalisty Rolling Stones. Wtedy otrzymamy balangowy niezbędnik. Ponieważ duża dawka tanecznego reggae z odrobiną rocka, bluesa, rapu, to niezła mieszanka wybuchowa, ale taka która eksploduje tylko wtedy, kiedy lont zapalimy w trakcie organizowanej właśnie imprezy. „What the fuck is going on!” krzyczy Joss Stone we wstępie utworu “I Can’t Take It No More”, i choć cytowane zdanie zawiera nieparlamentarne wyrażenie, to w ocenie płyty wypada je skwitować naszym: święte słowa!

6/10

Witold Żogała

Dodaj komentarz