SUNBURST – 2016 – Fragments of Creation

01. Out Of The World
02. Dementia
03. Symbol Of Life
04. Reincarnation
05. Lullaby
06. End Of The Game
07. Beyond The Darkest Sun
08. Forevermore
09. Break The Core
10. Remedy Of My Heart


Rok wydania: 2016
Wydawca: Inner Wound Recordings
https://www.facebook.com/sunburstofficial



Poprzednia płyta greckiej grupy BLACK FATE, objawiła szerszej publiczności kapitalny wokal Vasilis’a Georgiou, którego warunki … i powiedzmy sobie szczerze warsztat, bardzo przypomina głos Roya Khana. A jako, że ów zszedł ze sceny parę lat temu chyba nie tylko ja głodny byłem obcowania z tego typu melodiami. Mam już w zwyczaju, że jeśli coś / ktoś mnie zaintryguje, przeprowadzam poszukiwania. Próbuję poznać wcześniejszą dyskografię i inne projekty delikwenta. Od razu więc trafiłem na poprzednią płytę BLACK FATE (obecnie wznawianą), oraz odkryłem, że zarówno Vasilis Georgiou jak i Gus Drax tworzą kapelę SUNBURST.

„Fragments of Creation” jest debiutanckim albumem Greków a SUNBURST zdecydowanie ostrzejszą formacją niż BLACK FATE. Niby oba zespoły parają się progpowerowym melodyjnym graniem, ale tym razem jest jakby mniej melodyjnie, bardziej heavy, bardziej gitarowo. SUNBURST nie szczędzi nam łamanych riffów, a łagodzenie konwencji to zasługa wokaliz. Klawiszowe podkłady potrafią umknąć uwadze przy kapitalnym łojeniu gitarowym, a jeśli już są, to bardziej dodają kolorytu niż zmieniają charakter kompozycji, a warto wspomnieć, że gościnnie za parapetem stanął Bob Katsionis. Wyjątkiem jest za to garść orkiestracji i chórów w rozbudowanym utworze wieńczącym krążek. Nie zmienia to faktu, że to gitarowa płyta. Album naszpikowany jest kapitalnymi solówkami, ale i we wspomnianej rytmice sporo się dzieje. Motywy prowadzące bywają odważne i świeże. W pamięć wgryza się się choćby szalony patent „Symbol Of Life”, gdzie ucho ludzkie buntuje się wobec zachowania rytmu.
Jeśli ponownie miałbym porównać oba zespoły, to SUNBURST jest bardziej progmetalowy niż BLACKFATE, w którym i więcej symfoniki i więcej powermetalu. Choć ballada „Lullabye” jako żywo przywodzi na myśl KAMELOT. Ważne jest także, że album trzyma poziom, zarówno na starcie jak i pod jego koniec znajdziecie kawałki, które zaliczycie do swoich faworytów. Mnie dla przykładu zauroczył ósmy „Forevermore”. Z kolei we wspomnianym 12-to minutowym „Remedy Of My Heart” doświadczymy oprócz zwiększonej ilości klawiszy (orkiestra chóry), sporo zmian tempa, a i smaczków w postaci growli czy damskich wokali… jest ambitnie, ale przerostu formy nad treścią tu nie znajdziemy.

„Fragments of Creation” nie ustępuje produkcyjnie „Between Visions & Lies”, do tego w głowie nie kołaczą się ciągłe zarzuty o kopiowanie stylu od starszych kolegów, ot taka estetyka Grekom w serduchu gra. Czego i wam życzę – mnie się udzieliło. Kapitalna płyta. Jak na razie jeden z jaśniejszych tegorocznych punktów w gatunku.
Oferta wydawnicza Inner Wound, nie należy może do najbardziej dostępnych, ale dla takich płyt warto wykazać nieco zaangażowania w poszukiwaniach i uszczuplić trochę portfel.

9/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz