SUBSIGNAL – 2018 – La muerta

01. 271 Days
02. La Muerta
03. The Bells of Lyonesse
04. Every Able Hand
05. Teardrops will Dry in Source of Origin
06. The Approaches
07. Even Though the Stars Don’t Shine
08. The Passage
09. When All the Trains are Sleeping
10. As Birds on Pinions Free
11. Some Kind of Drowning

Rok wydania: 2018
Wydawca: Gentle Art of Music/Soulfood
https://www.subsignalband.com/



Oczekiwanie na piąty krążek SUBSIGNAL trwało rok dłużej niż przyzwyczaił nas ich regularny cykl wydawniczy. Na pocieszenie, wokalista zespołu pojawił się gościnnie za mikrofonem w BLIND EGO, co zresztą poskutkowało wzajemnością ze strony Kalle Wallnera. Dla polskich fanów formacji niefortunne jest to, że dystrybucja ich płyt nie była rewelacyjna. W przypadku Gentle Art of Music, sytuacja niezbyt się poprawiła, ale z kolei bardziej ścisła współpraca z muzykami RPWL, spowodowała również gościnny udział Yogiego Langa… a i klimatycznie jakby bliżej zespołowi nurtowi neo-progresywnemu.

Mogę powiedzieć że jestem fanem SUBSIGNAL, właściwie już stylistyka SIEGES EVEN licowało z moimi gustami. Ich przestrzenne podejście do progresywnego grania było dla mnie od zawsze miłą bryzą na rynku muzycznym. Debiut pod nowym szyldem, jest dla mnie właściwie niedoścignionym ideałem, ale kolejne pozycje Niemców trzymają naprawdę wysoki poziom. Wprawdzie i tym razem poprzeczki nie udało się przeskoczyć, ale „La Muerta”, zawiera pewne pierwiastki, które pozwolą piątą płytę formacji traktować jako pewien rozwój czy też krok naprzód. Sporo tu bowiem motywów, które kłaniają się klasycznym brzmieniom progrocka (upatruję tu wpływu Langa i wytwórni). Pachnie tu trochę YES, KANSAS… a wymieszanie tego przez SUBSIGNAL ze swoim stylem sprawia że całość kojarzy mi się z podobną próbą pożenienia konwencji klasyki i nowoczesności jaką swego czasu zaprezentowała formacja PROTO-KAW.

Przy tej płycie trudno się nudzić. Zespół serwuje masę soczystych motywów, które łatwo zapadają w pamięć. Na pęczki jest też wysokiej jakości partii instrumentalnych, co przypadnie do gustu dotychczasowym fanom formacji. Pojawia się trochę smaczków, czy też damskie wokalizy w jednym utworze. Być może mniej akustyczny to album, co wydaje mi się udziałem klawiszy (czyżby znowu Lang?) i przez to również wydaje się nieco inny od poprzedników. Nie zabrakło śladowych ilości ze smakiem podanych elektronicznych patentów i przez to z kolei bywa dość nowocześnie. Do tego brzmienie jest dość solidne i zbasowane.

Płyty dobrze się słucha. Kolejne kompozycje się bronią, a i wybrać faworyta nie będzie wam trudno. Jest tempo, dynamika, kolejne utwory wybrzmiewają po poprzednim w pewnym sensie rozwijając akcję i jest naprawdę solidnie jako całość. Być może i zabrakło mi jakiejś kropki nad „i” aby traktować tą płytę jako album wybijający się ponad poziom reszty dyskografii. Może jednak jeszcze więcej odwagi, pójście o krok dalej… Tak czy inaczej jest całkiem nieźle, naprawdę dobrze. W każdym razie kapela nie daje powodów by zarzucić jej zachowawczość.

Wiem! Genialny motyw z „Bells of Lyonesse”, powinien być ograny ponownie w trakcie płyty i być może na zakończenie, by nawiązując do patentu z debiutu móc go przebić. A może nie powinni wchodzić dwa razy do tej samej rzeki? Nie – zdecydowanie – mnie by to nie przeszkadzało.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz