1. Counter-Poison 04:03
2. Power Of Depravity 04:10
3. Hellectric Steel 04:23
4. Kingdom Of Medusa 04:48
5. Monster 03:43
6. My Skin 05:26
7. Inherited Fever 04:45
8. Self-Inflicted Dethronement 03:54
9. Under A Melt Metal Sun 03:30
10. Business Is Your Name 04:10
Rok wydania: 2012
Wydawca: –
http://www.stonedirtmusic.com/
Pierwsze dźwięki sprawiają, że człowiek czuje się lepiej, ledwie wrzuci płytę do odtwarzacza…
Tak postanowiłem zacząć recenzję płyty zespołu z Węgier. Stonedirt, bo o
nich mowa tworzą muzykę chcąc nie chcąc kojarzącą się z dokonaniami
fenomenalnego tworu zza oceanu o nazwie Pantera. Panowie nie
przebierając w środkach i walcząc o oryginalność piszą muzykę na bardzo
dobrym poziomie. Brzmienie i riffy są pełne pasji i życia. Kompozycje
mają sens, melodyka utworów oraz linie wokalne, (zarówno same partie
melodyczne jak i charakter jaki ma głos), są jak najbardziej na miejscu.
Mam wrażenie, że gitarzysta solowy ma cały arsenał efektów ś.p.
Dimebaga Darrella a solówki bardzo przypominają jego styl. Żeby nie było
za słodko, dodam – i to dla dobra Stonedirt, że gdyby realizacją nagrań
zajął się Terry Date znany z produkcji płyt m.in. wspomnianej Pantery,
płyta zupełnie nie ustępowałaby amerykańskim produkcjom.
Krążek „Inherited fever” zawiera 10 kompozycji i trudno w jasny sposób
opisać każdą z osobna lub którąś pod jakimś względem wyróżnić. Już
„Counter-Poison” wciąga słuchacza żądnego mocnych metalowych i zaznaczam
melodyjnych riffów. Głos w „Kingom of medusa” od samego początku
przywodzi skojarzenia z wokalem Phila Anselmo a są to dobre skojarzenia,
bo nikt, kto lubuje się w takich brzmieniach nie powstydziłby się
takiego wokalu. „My skin” to wyprawa do świata depresyjnych z lekka
„uniesień” w którym pobrzmiewają również echa innych inspiracji.
Kolejne utwory są już mniej wyraźnie inspirowane stylem Pantery i to
jest plus dla Stonedirt. Słychać jakby zespół snuł już plany na nowy
materiał, jeszcze bardziej dojrzały.
Przy nawale nowych płyt i produkcji niekoniecznie ciekawych i
oryginalnych, tej słucha się z zainteresowaniem i oczyma szeroko
otwartymi. Polecam go fanom dobrej szkoły gitarowego mocnego riffowego
grania.
7/10
Artur Kisarewski