1. Thats’s a fact
2. Roll over lay down
3. Dear John
4. In the army now
5. Hold You back
6. One for the road
7. Backwater
8. One of everything
9. Balavista man
10. Lover of the human race
11. Ice in the sun
12. Mess of the blues
13. Jam side down
14. Resurrection
15. Lies
16. Little Dreamer
17. Living on an island
18. Is someone rocking Your heart?
19. Rockers rollin’
20. For You
Rok Wydania: 2016
Wydawca: EAR MUSIC
http://www.statusquo.co.uk/
Brytyjska grupa Status Quo jest dosyć dziwną i specyficzną grupą. Z jednej strony są jednym z kilku już w tej chwili zespołów, które powstały w latach 60. XX wieku i bez przerwy działają do dziś – w Wielkiej Brytanii są nawet traktowani jako dziedzictwo narodowe. Z drugiej zaś strony po ponad 50 latach kariery przeciętny słuchacz utożsamia go tylko z jednym utworem – „In the army now” (który w dodatku nie jest jego kompozycją).
W 2014 roku grupa zdecydowała się na zaprzestanie używania elektrycznych gitar i sięgnęła po instrumenty akustyczne. Tak narodziła się płyta „Aquostic (Stripped Bare)”, zawierająca 25 piosenek z bogatej przecież twórczości zespołu. Był to eksperyment dość ryzykowny, bowiem wielu artystów już próbowało przearanżować swoje wielkie hity na wykonania „bez prądu” (w tym na przykład dwukrotne panowie ze Scorpions). Z różnym skutkiem – czasem to się udawało, a czasem niestety takie pomysły okazywały się kosztującą popularność pomyłką.
Teraz nadszedł czas na drugą odsłonę „Aquostic” i przyznam, że z lekką niepewnością sięgnąłem po ten album. Od strony wydawniczej nie ma się do czego przyczepić – wydano go w kilku formatach. Standardowe wydanie CD zawiera 14 utworów, natomiast pomyślano również o wielbicielach winylu – dla nich wydano album z 20 utworami, zawartych na dwóch płytach analogowych.
Co zatem słychać u Status Quo? Pierwsze, co przychodzi na myśl to fakt, że głos lidera zespołu, Francisa Rossiego, mocno się zestarzał. Co prawda brzmi nadal dobrze, lecz słychać jednak już przeżyte lata i setki zaśpiewanych piosenek. Czasem ma się nawet wrażenie, że wokalista stara się oszczędzać gardło albo zdaje sobie sprawę, że z racji wieku już nie jest w stanie mocniej śpiewać.
Inne niespodzianki albumu to zaskakujące aranżacje. I tak na przykład ze sztandarowego „In the army now” (który chyba celowo został pominięty przy nagrywaniu pierwszej „Aquostiki”) zostało bardzo niewiele. Ciekawie natomiast wypada charakterystyczna zagrywka w utworze zaaranżowana na sekcję smyczkową. A skoro już jesteśmy przy orkiestracjach: czasem brzmią one tak, jakby były wyjęte np. gdzieś z „Sierżanta Pieprza” Beatlesów (tytuł dziedziców narodowych zobowiązuje). Na szczęście jednak są one dość dobrze przemyślane i przyjemnie oddają klimat utworu. Najlepszym przykładem takiej dobrej aranżacji jest chociażby utwór „One for the road”, zawierający fajną arabeskę na początku i rockandrollową moc, trochę na przekór akustycznemu instrumentarium. Na całym albumie na uwagę niewątpliwie zasługuje natomiast bardzo dobra gra pozostałych muzyków – rewelacyjnie brzmi zwłaszcza sekcja rytmiczna w postaci Johna „Rhino” Edwardsa (bas) oraz Leona Cave’a (perkusja).
Niestety zespół wpada na tym wydawnictwie w pewną pułapkę, którą, jak się wydaje, sam na siebie zastawił. Jest nią monotonia. To zbyt duża ilość rockandrolla, który co prawda jest grany świetnie (słychać, że mają go we krwi), lecz jednak czasem ma się wrażenie, że jest on trochę spowolniony i topornie dostosowujący się do wokalu. Taki rock „naprawdę starszych panów”. Momentami pojawia się także wrażenie, że niektóre utwory zostały wybrane i nagrane jakby trochę na siłę i że zespół „wystrzelał się” już z kawałków dwa lata wcześniej. Chyba więc lepszym pomysłem byłoby wyrzucenie kilku zbędnych piosenek z CD, a zastąpienie ich dodatkami, pomieszczonymi na LP. Takim utworem, który spokojnie mógłby podnieść poziom całości byłby „Living on an island”, mała i wartościowa perełka, piosenka troszkę przypominająca dokonania zespołu Smokie i bardzo dobrze przypominająca klimat lat 60. XX wieku.
Żywa legenda nagrała nieco zwietrzałą i monotonną płytę. O ile pierwszy album „Aquostica” mógł się podobać, to z jego drugą częścią już chyba nie będzie tak łatwo. Co prawda album zawiera momentami fajne aranżacje i potrafi przenieść słuchacza o trzydzieści lat wstecz, to w ogólnym rozrachunku jednak nudzi.
6,5/10
Mariusz Fabin