1. Return to Zero [Intro]
2. Lost in Yesterday
3. Star Born
4. The Chaos of Rebirth
5. We Are Free
6. Spirit of the Wind
7. Coming Home
8. Concrete Horizon
9. A New Dawn Rising
10. Believe in Me
11. Dead Weight
12. The Road Less Travelled
Rok wydania: 2010
Wydawca: InsideOut Music
http://www.myspace.com/spiritualbeggars
Siódmy materiał w dyskografii szwedzkiej grupy, na czele której od 18
lat stoi gitarzysta Michael Amott, bardziej znany z występów w Arch
Enemy (a wcześniej w brytyjskiej legendzie brutalnego czadu – Carcass).
„Return To Zero” ukazuje się po pięciu latach przerwy od ostatniej
studyjnej produkcji „Demons”. Spiritual Beggars największe sukcesy
komercyjne od lat odnoszą w Japonii i ta płyta została wręcz stworzona
dla tamtejszych odbiorców, zakochanych bez pamięci w tradycyjnym hard
rocku i heavy metalu spod znaku Black Sabbath (tego z Dio i Martinem),
solowego Ozzy’ego, Whitesnake, Deep Purple i Rainbow. Etykietkę „stoner
metal” jakiej często używano dotąd w stosunku do szwedzkiej grupy,
należy chyba włożyć do lamusa.
Spróbujmy więc przyjrzeć się temu albumowi kawałek po kawałku…
Kosmiczny wstęp „Return To Zero” kojarzy się z jakimś reprezentantem art
rocka, ale sielanka kończy się po niecałej minucie. „Lost In Yesterday”
– wypisz, wymaluj: jakby wyjęty z solowej płyty Ozzy’ego Osbourne’a,
takie pancerne riffy często wychodziły spod ręki Zakka Wylde’a, no i te
linie wokalne… „Star Born” – szybki, klasyczny rocker, też ze szkoły
Ozzy’ego.
„The Chaos Rebirth” – jeden z najlepszych fragmentów płyty. Kłania się
Black Sabbath z czasów „Dehumanizer”. Lekcja odrobiona celująco. Riff w 3
minucie i 12 sekundzie oraz przyspieszenie – palce lizać! To będzie
koncertowy killer…
„We Are Free” – rockowo i przebojowo, chwila oddechu po poprzednim
kawałku. Dio z wczesnych solowych płyt mógłby spokojnie chłopakom
przybić „piątkę”. Pewnie uśmiechał się patrząc gdzieś z góry na muzyków
pracujących w studiu…
„Spirit of The Wind” – najbardziej tajemniczy fragment płyty. Świetny
motyw gitar, klimat rodem z dalekiej, zimnej Północy. Wokale zasłyszane u
Davida Coverdale’a…
„Coming Home” – patrz: „We Are Free”…
„Concrete Horizon” – klasyczne hard rockowe wymiatanie spod znaku Deep
Purple (lata 80) i Rainbow. Bridge oraz gitarowy motyw na długo zostają w
pamięci. Świetny utwór, ozdoba tej płyty.
„A New Dawn Rising” – dla odmiany ten kawałek panowie mogli sobie
spokojnie podarować. Nic nie wnoszący do obrazu albumu, hardrockowy
średniak…
„Believe in Me” – znów jesteśmy w klimatach Whitesnake. Ale to „Biały
Wąż” z czasów kiedy jeszcze nie podbijał Ameryki przy pomocy
tapirowanych fryzur i biuściastych blond panienek prężących się w
klipach;). Kolejny fragment płyty, na którym warto na dłużej zawiesić
ucho.
„Dead Weight” – riff tego utworu faktycznie przygniatający, ale..
niewiele ponadto, a refren sprawia wrażenie kanciastego i wymęczonego.
Szkoda…
„The Road Less Travelled” – zmiana klimatu. Balladowanie w stylu
solowego Coverdale’a. Uroczy kawałek z fortepianem (Per Wiberg – Opeth),
takie wyciszenie na finał.
Generalnie: solidna płyta z paroma wzlotami. Warto po nią sięgnąć niejeden raz…
7,5/10
Robert Dłucik