1. No Trespassing
2. Walk with Me
3. Breaking the Waves
4. Obsession
5. Faults
6. Outflow
7. Acceptance
8. All over Agai
Rok wydania: 2017
Wydawca: Progressive Promotion Records
http://www.progressive-promotion.de/
Okładka nowej płyty, może nie zachwyca, ale z pewnością intryguje i
zwraca uwagę. Natomiast to co jest w środku, czyli sama muzyka, zarówno
zwraca uwagę, intryguje jak i zachwyca.
Soundsom udała się ogromna sztuka wyjścia poza sztywne ramy i utarte
schematy muzyki post- rockowej. Nowe dźwięki są dużym zaskoczeniem i
niespodzianką, czego nie można powiedzieć na przykład, o bez wątpienia
udanej, ale bardzo przewidywalnej płycie Tides From Nebula. Czy to, co
prezentują Soundsi, jest zatem jeszcze muzyką post-rockowa?. Wystarczy
posłuchać np. dynamicznej kompozycji „Outflow”, albo dla kontrastu,
spokojnego „Acceptance”, aby rozwiać wątpliwości. W post-rock jaki
prezentuje tutaj zespół, wkradła się jednak duża doza psychodelii.
Niektóre fragmenty wręcz odpalają w kosmos. „Stories”, zawiera osiem
dość różnorodnych opowieści, wyrażonych za pomocą dźwięku. Tym, którzy
oczekują od muzyki zwartych harmonii i przyjemnych melodii, już pierwsza
muzyczna opowieść, bardzo dosadnie daje do zrozumienia – „No
Trespasing”. Jest to dosyć mocny brzmieniowo numer, fajny klimat robi
tutaj, nowo-falowe, bardziej plastikowe brzmienie perkusji (zupełnie
inne niż przyzwyczaił nas Tomek Hoffman). W porównaniu do tamtej
kompozycji, „Walk With Me”, śmiało można uznać za balladę, taką trochę w
stylu szkockiego Mogwai. Przynajmniej w pierwszej fazie, dopóki niczym
rakieta, nie odpalą muzycznie silniki. „Breaking The Wafes” brzmi (o
dziwo), bardzo blues-rockowo. Prawie każdy numer, to prawdziwa kaskada
kontrastujących ze sobą nastrojów. Zespół potrafi świetnie operować
klimatem, jakby bawił się każdym dźwiękiem. Na szczególną uwagę
zasługuje natomiast kompozycja „Obsession”, w której gościnnie, na
elektrycznych skrzypcach udziela się Jan Gałach. I pomyśleć, gdyby nie
pamiętna wizyta zespołu na Śląsku, w katowickiej „Katofonii”, pewnie
nigdy by takiego kawałka nie było? Wracając do wspomnianego kosmosu,
taką krótką wyprawą miedzy gwiazdy, można uznać „Faults” (w końcówce
zapachniało lekko Kraftwekiem). All Over Again, ostatni kompozycja na
płycie, brzmi natomiast tak, jakby wyszła spod ręki Roberta Frippa i
jego kompanów z King Crimson.
Można nagrać zaskakujący post-rockowy materiał? Sounds Like The End Of
The World udowadnia, że można. W końcu nazwa zobowiązuje. Dopóki
powstają takie dźwięki, lepiej żeby końca świata jeszcze nie było.
9/10
Marek Toma