SOULFLY – 2013 – Savages

1. Bloodshed
2. Cannibal Holocaust
3. Fallen
4. Ayatollah of Rock’n’Rolla
5. Master of Savagery
6. Spiral
7. This Is Violence
8. K.C.S.
9. El Comegente
10. Soulfliktion


Rok wydania: 2013
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.soulfly.com/



Niezmordowany Max Cavalera powraca z nowym albumem. Facet nie zwalnia tempa, za co należy mu się szacunek. Jest jednak i druga strona medalu. Przyznam szczerze, że powoli zaczynam odczuwać przesyt: a to Soulfly, a to płyta Cavalera Conspiracy… Jeszcze trochę i gość stanie się metalowym Rickiem Wakemanem albo Edgarem Froese, którzy potrafią trzasnąć parę krążków rocznie. Całe szczęście, że Max wciąż trzyma poziom, chociaż tak sobie myślę, że gdyby poskładać najlepsze fragmenty z paru ostatnich albumów Soulfly otrzymalibyśmy jedno wybitne dzieło zamiast trzech bardzo dobrych. No ale takie to czasy, że na wydawaniu płyt artyści praktycznie nie zarabiają, często są one jedynie pretekstem do wyruszenia w kolejne światowe tournee…

Dziewiąty materiał pod szyldem Soulfly rozpoczyna się potężnym, wielowątkowym, trwającym blisko siedem minut „Bloodshed”. Wokalnie udziela się w nim Igor Cavalera i nie jest on jedynym gościem na tej płycie, ale o tym za chwilę. „Bloodshed” to naprawdę mocne otwarcie, sporo w nim odniesień do thrashowej klasyki. Jeszcze wyraźniejsze stają się owe nawiązania w „Cannibal Holocaust”. Krótka, czadowa, treściwa, ultraszybka petarda – kłaniają się albumy Sepultury sprzed „Chaos A.D.”. Następny na liście „Fallen” – znów bardziej majestatyczny numer, okraszony delikatnymi wpływami Wschodu. „Ayatollah of Rock’n’Rolla” przynosi nam kolejny gościnny występ. Tym razem Neila Fallona – wokalisty amerykańskiej kapeli Clutch. To jeden z najlepszych fragmentów tego albumu: kapitalny groove, chwytliwy refren. Koncertowy pewniak, który rozrusza tłum pod każdą długością i szerokością geograficzną.

Spośród artystów zaproszonych do udziału w sesji nagraniowej, najmocniejsze piętno odcisnął na swoim „poletku” Mitch Harris – znany z kultowej kapeli Napalm Death. Jego skrzeczący wokal stanowi fajny kontrapunkt dla charakterystycznych partii Maxa w kawałku „K.C.S.”.

Cavalera nie byłby sobą, gdyby nie przemycił na płytę utworu w ojczystym języku. Normę wypełnia „El Comegente”. Akustyczna koda to jeden z nielicznych momentów wytchnienia na najnowszej produkcji Soulfly. Generalnie – jak przystało na tytuł – króluje dzikość i wściekłość. Ale nie oznacza to jakiejś bezmyślnego pędu na zasadzie: „Byle szybciej i mocniej”. Każde podejście do „Savages” odsłania kolejne smaczki i niuanse. I za to też lubię ten album…

9/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz