Solstice – dyskografia zapisana w mandalach.
Niedawno na rynku ukazała się nowa studyjna płyta brytyjskiej grupy
Solstice – „Spirit”. Zanim jednak usłyszałem nowego „Ducha”, chciałem
spojrzeć w oczy duchom przeszłości i przypomnieć sobie poprzednie płyty
tej bez wątpienia niezwykle interesującej brytyjskiej progrockowej
grupy.
Formacja powstała w 1980 roku z inicjatywy gitarzysty Andiego Glassa i
grającego na skrzypcach Marca Eltona. Pod względem stylistycznym można
ją wpisać w rozwijający się w tamtym okresie nurt neoprogresywny.
Dziwny to zespół, nie nagrywa bowiem swych płyt regularnie, raczej
należałoby powiedzieć, że wydaje je sporadycznie. Tak więc od czasu
powstania do dnia dzisiejszego ma na koncie zaledwie cztery albumy
studyjne:

1. Peace (6:30)
2. Earthsong (6:38)
3. Sunrise (4:07)
4. Return of Spring (4:53)
5. Cheyenne (5:59)
6. Brave New World (8:46)
7. Find Yourself (6:03)
8. White Lady (5:46)
Pierwsza płyta – „Silent Dance” wydana została w 1984 roku. Skład zespołu w tamtym okresie:
– Andy Glass / guitar, backing vocals
– Marc Elton / violins, backing vocals, keyboards
– Mark Hawkins / bass, bass pedal
– Martin Wright / drums, percussion
– Sandy Leigh / lead vocals
Śpiewająca na debiutanckiej płycie pani – Sandy Leigh wokalnie
nieziemsko wręcz przypomina… Jona Andersona, a i w muzyce doszukać by
się można „yesowych” inklinacji, szczególnie w kompozycji „Cheyenne”. W
tekstach Solstice znaleźć można wiele odniesień do piękna natury i
miejsca człowieka w świecie, którego jest nierozerwalna częścią.
„Poczuj ciepło wschodzącego słońca
Zimno nie mrozi ci już oczu
Księżyc powoli znika w blasku dnia
Ciemność umiera
Oddajesz się nowemu dniu
Oto nadchodzi słońce
Wschód słońca…”
(„Sunrise”)
Poprzez wspaniałe gitarowe solówki i klawiszowe pasaże muzyka
skutecznie wyraża piękno świata w którym żyjemy. Klimat całej płyty
potrafi zachwycić, jest niezwykle zwiewny, przestrzenny, wręcz wiosenny
(zresztą jedna z kompozycji nosi tytuł „Return of Spring”). Nie sposób
nie wyróżnić najdłuższego z utworów: „Brave New World”, jakby
skrzyżowanie „yesowej” estetyki z typowo neoprogresywnym brzmieniem.
Gitarowo- klawiszowe dźwiękowe pojedynki robią niesamowite wrażenie.
Wspomnieć należy również o przepięknym lirycznego „Earthsong” ze
świetnymi partiami gitary basowej. Brzmienie albumu często wzbogacają
skrzypce. Instrument ten szczególnie wyeksponowany jest w „Sunrise”
oraz nie tak do końca instrumentalnym „Return of Spring” (słychać tam
przecież murmurando Sandy Leigh). Nie sposób nie zanucić wraz z Sandy
kwesti: „Arya mai ria septe ai” z kompozycji „Cheyenne”. Fragment ten jest jak mantra kiedy wejdzie do głowy, po prostu trudno się od niego uwolnić.
Rok po wydaniu debiutanckiej płyty zespół de facto się rozpadł. Na
reaktywację i „Nowe życie” grupy w zmienionym jednak składzie przyszło
nam czekać prawie dziewięć lat.

1. Morning Light (3:46)
2. Guardian (10:41)
3. The Sea (6:52)
4. New Life (4:54)
5. Pathways (5:04)
6. Journey (10:03)
Druga płyta „New Life” ujrzała światło dzienne w 1993 roku. Personalnie zespół wyglądał wtedy następująco:
– Andy Glass / guitar, programming, backing vocals
– Marc Elton / violins, backing vocals, keyboards
– Heidi Kemp / vocals
– Craig Sunderland / bass
– Pete Hensley / drums
Nowe życie grupa Solstice rozpoczęła wschodzącym światłem poranka
(„Morning Light”). Przepiękna kompozycja z delikatnym muśnięciem
skrzypiec i iście promienistą solówką gitary Andyego Glassa. Barwa głosu
nowej wokalistki – Heidi Kemp jest nieco inna od jej poprzedniczki,
chyba nie tak wyrazista, bardziej subtelna ale idealnie wpasowuje się w
delikatna wizje progresywnego rocka jaką proponuje nam zespół. W
kolejnym z utworów – „Guardian” klimat nieco się zmienia, muzyka przy
sporym udziale skrzypiec wchodzi bardziej w jazzrockowe rejony. Jeżeli
chodzi o przepiękne, wyraziste gitarowe solówki, dużo się dzieje w samej
końcówce tej kompozycji. Heidi Kemp nie ma komfortowej sytuacji do
zaprezentowania swoich możliwości głosowych, ponieważ na nowej płycie
więcej jest partii instrumentalnych, chociażby „The Sea” czy „Pathways”.
Czasami zespół wkracza w bardziej folkowe rejony, chociażby w tytułowym
”New Life”. Więcej do powiedzenia na tej pycie mają również poniekąd
świetne skrzypcowe wariacje w wykonaniu Marca Eltona.
Aż nie chce się wierzyć że gro materiału, który znalazł się na tym
albumie stanowią rzeczy, które nie zmieściły się na płycie poprzedniej.

1. Salu (5:23)
2. Circles (8:30)
3. Soul to soul (7:18)
4. Thank you (5:49)
5. Medicine (5:48)
6. Sacred run (6:16)
7. Coming home (3:02)
Na kolejna płytę nie trzeba było czekać na szczęście aż tak długo, w
latach dziewięćdziesiątych ukazało się bowiem kolejne dzieło zespołu – „Circless” (1997). Grupę Solstice reprezentował wówczas następujący skład:
– Andy Glass / guitars, backing vocals, programming
– Marc Elton / violins
– Clive Bunker / drums
– Emma Brown / vocals
– Craig Sunderland / bass
Trzecia „solstisowa” odsłona i trzecia wokalistka – Emma Brown. Wokal
Emmy Brown bardziej podobny do Sandy Leigh – pierwszej z wokalistek.
Zmiana również na stanowisku perkusisty, które zajął były pałker Jethro
Tull – Clive Bunker. Płyta rozpoczyna się instrumentalnie, utworem
„Salu” z wyeksponowanymi przepięknymi partiami gitary. Następnie mamy
kompozycję tytułową, najbardziej złożoną. Wpleciono w nią odgłosy
zamieszek bo właśnie zamieszki, które miały miejsce podczas festiwalu
rockowego w Stonehenge w 1985 były źródłem inspiracji tej kompozycji.
Na płycie znajdują się pewne kwestie klawiszowe, które nie wiedzieć
czemu kojarzą mi się z Anreasem Vollenweiderem („Soul to Soul”).
Wyróżniłbym także niezwykle subtelny „Medicine” za niezwykle zwiewny
wokal na tle gitarowej mżawki i mgiełce skrzypiec, w drugiej części
kompozycja rozbija się, rozkwita jak dojrzewające pęki wiosennych
kwiatów. Mamy też nieco jazzrockowego szaleństwa z elementami world
music w utworze „Sacred Run”. Wreszcie zespół funduje nam przepiękny
powrót do domu w postaci lirycznego „Coming Home”. Szkoda jedynie tego,
że jest to powrót do domu na kolejne długie lata…

1. Solomon’s Bridge
2. Sky Path West
3. Freedom
4. Flight
5. Oberon’s Folly
6. Here & Now
7. Spirit
Na kolejną studyjną płytę Solistce – ”Spirit” przyszło nam
czekać praktycznie do dnia dzisiejszego. Co zawiera najnowsza odsłona
zespołu, w jakim składzie została nagrana i jak się ma współczesny
obraz zespołu w stosunku do tych poprzednich? O tym w oddzielnym
artykule.
W międzyczasie ukazała się płyta kompilacyjna: „Pathways” (1998)

CD 1
1. Morning Light (3:47)
2. Guardian (10:42)
3. The Sea (6:53)
4. New Life (4:54)
5. Pathways (5:05)
6. Journey (10:04)
7. Peace (6:31)
8. Earthsong (6:38)
9. Sunrise (4:07)
10. Return of Spring (4:54)
11. Brave New World (8:47)
CD 2
1. Cheyenne (5:59)
2. Find Yourself (6:01)
3. New Life (3:42)
4. Spirit (3:09)
5. Sunrise (3:42)
6. Morning Light/Return of Spring/Light (3:47)
7. Salu (4:49)
8. Coming Home (2:56)
9. Guardian of My Soul (11:14)
10. Chicken Train (4:22)
11 Time for a Toke (2:38)
12. Peace for the New Age (6:38)
13. New Life (4:37)
14. Freedom (6:34)
oraz płyta Live (a właściwie pseudolive) „The Cropredy” (2002).

1. Morning Light (3:24)
2. New Life (4:50)
3. Find Yourself (4:42)
4. Circles (7:38)
5. Ducks On The Pond (4:07)
6. Awakening 3:48)
7. Medecine (5:33)
8. Thank You (4:45)
9. Sacred Run (6:18)
Miała być płytowym odzwierciedleniem występu Solstice na festiwalu
Cropredy 15 sierpnia 1998 roku, okazało się że jakość zarejestrowanego
dźwięku pozostawiała wiele do życzenia. W rezultacie zespół postanowił
następnego dnia zarejestrować identyczny materiał w studio.
Jak widać poszczególne płyty wydane pod szyldem Solstice dzielą
praktycznie dekady. Mimo tego, wszystkie produkcje zespołu posiadają
wiele cech wspólnych i to nie tylko w kwestii muzycznej. Niewątpliwie
czynnikiem wiążącym wszystkie płyty jest postać gitarzysty Andyego
Glassa, jedynego członka zespołu występującego na wszystkich płytach.
Cechą charakterystyczna jest (mimo niewątpliwych różnic w poszczególnych
składach grupy) brzmienie, na które duży wpływ ma dźwięk skrzypiec.
Kolejna cecha wspólna to żeński wokal chociaż w historii zespołu
przewinęły się aż trzy wokalistki.
Jeżeli chodzi o analogie to nie można nie wspomnieć o wizerunku
poszczególnych płyt w postaci okładek. Każdą z płyt zdobi mandala.
Mandala jest wywodzącym się z kultury buddyjskiej motywem graficznym
będącym harmonijnym połączeniem koła i kwadratu, koło jest symbolem
nieba natomiast kwadrat związany jest z człowiekiem i ziemią.
Symboliczne znaczenie mandali idealnie odzwierciedla zawartą w tekstach
filozofię zespołu.
Jak na tak długi okres działalności zespołu dorobek płytowy raczej
skromny ale w tym względzie nie liczy się tylko ilość ale i jakość.
Każda z wymienionych płyt cechuje to, że obcowanie z nimi wywołuje
absolutną radość słuchania. Muszę wyznać, że dorobek tej niezmiernie
ciekawego zespołu poznałem dzięki licencyjnym kasetom Prog Rock Music.
Czasy się zmieniły, zmieniły się nośniki i jakości dźwięku. Na szczęście
dzięki firmie F2 Music Ltd. wyszły na rynek reedycje niniejszych
rarytasów z bonusowymi materiałem, jednak w nieco zmienionej szacie
graficznej… którą oczywiście również stanowią mandale.
Marek Toma