1. Powitanie
2. Czarny świt
3. Uciekaj
4. Srebrne ekrany
5. We mgle
6. Słaby
7. Szadź
8. Anhedonia
9. Szara twarz
10. Jeszcze raz
11. Zwierz (Remix)/(bonus track)
Rok wydania: 2024
https://www.facebook.com/snowblindpl
Kilka lat temu spodobała mi się EPka Snowblind. Pozostała w pamięci zarówno nazwa, wrażenie… i znak graficzny. Było to na tyle pozytywne wrażenie, że kiedy zaczęły docierać do mnie wieści o pełnoprawnym krążku, zareagowałem oszczędną (ale jednak) ekscytacją. Śląska ekipa już poprzednio grała na imponującym poziomie. Co ciekawe i tym razem zdecydowali się pozostać przy polskojęzycznych tekstach. Dobra decyzja o tyle, że nie zmarnuje się potencjał przyzwoitych tekstów. Liryki zespołu pobudzają słuchacza do przemyśleń, albo do opowiedzenia się (choćby przed samym sobą), po stronie poruszanego problemu. W języku obcym, mogłoby to umknąć. A muzycznie? Jest naprawdę porządnie. Możliwe że użyję najprostszego porównania, ale i chyba niekrzywdzącego – Snowblind para się muzyką, której nie powstydziłby się Linkin Park. Jest tu trochę recytacji, jest nieco chrypy (na granicy growlu), jest masa ciężkich riffów – i w pierony chwytliwych melodii. Poprzednie wydawnictwo kojarzyło się momentami równie pozytywnie, bo moi koledzy przywoływali choćby porównania do SoaD. I na nowej płycie znalazłbym takie elementy („Szara Twarz”). Przyznać się muszę, że nie wszystkie nazwiska zaproszonych gości są mi znane… ale poszczególne utwory faktycznie dzięki nim zyskują nieco indywidualnego szlifu.
Moim ulubionym utworem mogę swobodnie nazwać „We mgle” uważam go za reprezentatywny. Nie dość, że tekst porusza, to melodia pozostaje w głowie na dłużej. „Czarny” połechtał mnie otwierającym riffem, aż szkoda że chwile potem spiłowano mu pazury… bo był potencjał na killera. Tytułowy kawałek również porusza pewną strunę w głowie. Tylko, że nie do końca popieram zapożyczenie jego nazwy do zatytułowania albumu. Może się źle kojarzyć. A tak właściwie jakoś buntuje się moja kora mózgowa, która podpowiada że utwór powinien nazywać się „Zbyt Słaby”. Samo słowo „Słaby” spłyca a nawet wypacza znaczenie. „Szadź” również mógłby spokojnie pretendować do statusu następnego singla. Oj – już widzę koncertowy potencjał tego kawałka. A w pamięci pozostaje również solówka. Głos Sabiny Szewczyk w „Jeszcze Raz” dodaje kolorytu nie tylko utworowi, ale jako że wieńczy on regularną tracklistę, pozostawia pozytywne wrażenie odnośnie albumu.
Trochę mam mieszane uczucia. Bo odnoszę wrażenie, że zespół zamyka sobie pewne drzwi śpiewając po polsku. Z drugiej strony jawią się jako nieliczni na takim poziomie – i mam nadzieję że przebiją się do alternatywnego mainstreemu (wyszedł mi oksymoron? Trudno). Na początku – i to nawet nie podczas pierwszego odsłuchu, ale podczas pierwszych kilku minut zastanawiałem się czy nie za dużo tu dobrego. Płyta jako całość fajnie trzyma się pewnych ram. I dla mnie jedynie utwór bonusowy, to nagięcie konwencji w jakimś niepożądanym kierunku.
Nie przekonuje mnie też okładka, ale już całokształt wydawnictwa prezentuje się przyzwoicie. Kolorystyka, Logo zespołu, wspomniana ikonka (czy logo), gdzieś to wszystko się pojawia. Nie zaserwowane jak przysłowiowa „kawa na ławę” ale ważne że z pewnych elementów nie zrezygnowano.
Jestem na tak. I tak naprawdę niewiele się zmieniło w moim postrzeganiu Snowblind. W dalszym ciągu uważam że dają czadu – i trzymam za nich kciuki. W skali szkolnej – „piątka z minusem”.
7,5/10
Piotr Spyra