1. My Angel
2. Accident Prone
3. To the Rescue
4. Falling Leaves
5. A Little Rock & Roll
6. Turn of the Screw
7. Smoking Gun
8. Stand Up
9. Guilty As Charged
10. Nothing to Lose
11. Cover Me in You
12. White Boy Blues (Bonus Track)
Rok wydania: 2013
Wydawca: Frontiers
http://www.snakecharmer.org
Oliver/Dawson Saxon, Geoff Tate Queensryche, tak na szybko chciałem
przytoczyć nazwy, które będą od razu sugerowały inwazyjny dość
rozpad/podział zespołów… A przecież można w bardziej elegancki sposób
odcinać kupony od dawnej sławy.
Micky Moody, Bernie Marsden i Neil Murray działali od lat na scenie
hardrockowej a swoje powiązania z Whitesnake zdradzali tu i ówdzie
nazwami wężowopodobnymi: The Snakes, Company of Snakes czy Snakecharmer.
W tym ostatnim w roli basisty mamy zmianę, pojawił się Laurie Wisefield
(Wishbone Ash)… a jeśli kogoś fascynują nazwiska i składy zespołów,
należy wspomnieć, że za mikrofonem stoi Chris Ousey (Heartland), rytmy
nabija Harry James (Thunder, Magnum) a za czarno-biały parapet
odpowiedzialny jest Adam Wakeman… muzyk sesyjny i syn TEGO Wakemana.
Ważne dla tego typu zespołu, jest to że mają solidnego wokalistę. Głos
Ouseya wysokimi rejestrami i chrypką kojarzyć się może jednoznacznie z
Ericiem Martinem – a to chyba dobra rekomendacja.
Snakecharmer jest debiutanckim albumem w takim składzie. Nie przynosi
jednak nic nowego, ale chyba nie tego oczekują fani muzyków w ten
projekt zaangażowanych. Właściwie mamy do czynienia z porządną dawką
hard rocka podszytego bluesem i charakterystycznym aorowym miksem. Album
jako całość niby dość fajnie płynie, ale nie oferuje zrywów.
Znacznie bardziej ekscytuje kiedy wyrwiemy dowolny (i tutaj chciałbym
podkreślić – DOWOLNY) utwór z kontekstu. Po kilku przesłuchaniach nie
jestem w stanie wymienić faworytów. A w przypadku kilku utworów które
pretendowały do tego miana moje podejście zweryfikował a to nie
przystający motyw klawiszowy, a to zbyt miałkie brzmienie.
No – OK, bez czepialstwa na dłużej w pamięci pozostał „Stand Up”, ale
zwolnienie basowe – rozmiękcza ten w sumie dynamiczny numer. No i całość
trwa o dwie minuty za długo. Można było go zakończyć kiedy łapał za
serce a nie eksploatować jego potencjał i ogrywać solówki przez bite
dwie minuty (ten zarzut mógłbym przedstawić większej ilości utworów na
płycie). „A little Rock & Roll” ma w sobie też to coś co pozwala
pozostać na dłużej „pod kopułą”, a nawet ogrywanie motywu mam w tym
przypadku urok.
Może przez niektórych album będzie rozpatrywany jako zbiór kapitalnych
utworów, mnie płyta wydaje się nieco zbyt równa, a jeśli chodzi o
brzmienie trochę za bardzo ułożona, zbyt grzeczna. Ściany hammondów to
element zbyt mało powściągliwie tutaj stosowany, często odwracają uwagę
od gitarowej rytmiki.
Dla sympatyków klasycznego hard rocka i to zarówno gitarowego jak i
klawiszowego, pozycja zdecydowanie polecana. Potencjał radiowy? Jak
najbardziej – za sprawą kilku prawie-ballad.
Nie chciałbym być jednak złym prorokiem, ale bardziej spodziewałbym się w
przyszłości kolejnego projektu z wężem w nazwie niż drugiej płyty pod
szyldem Snakecharmer… chociaż kto wie – na drugą płytę projektu nie
kręciłbym nosem.
6/10
Piotr Spyra